- Policja po mnie tydzień później przyjechała, stwierdziła, że to nawracanie było podejrzane... A tam niedaleko mi sklep otwierają, koło trzeciej nocy dowoziłem towar. Coś podejrzanego czy zauważyłem? Ja zakręcałem na zakazie, dlatego było, jak było, ale nic podejrzanego nie zauważyłem - mówił przed sądem w Poznaniu mężczyzna, który w nocy z 22 na 23 listopada jechał przez most św. Rocha. Jak opisał, pracuje jako dostawca ryb i dość często podwozi kobiety, które proszą o pomoc. Mężczyzna twierdzi, że kobieta, którą wówczas podwoził, powiedziała, że jest z Konina (tak jak Ewa Tylman - przyp. red). Rysopis, który podał kierowca odpowiadał wyglądowi 26-latki, ale podczas przesłuchania, mężczyzna nie rozpoznał jej na zdjęciach.
Zeznania złożył również mężczyzna, którego nagrał monitoring w okolicy ulicy Wrocławskiej. Na filmie widać było, jak 40-latek podchodzi do Adama Z. i Ewy Tylman. - Spytałem, czy w czymś pomóc. Dziewczyna zaczęła się śmiać z tym swoim kolegą. Jeszcze przez moment za nimi szedłem, potem skręciłem w ulicę Szkolną. Wsiadłem tam w taksówkę i pojechałem do domu - powiedział przed sądem mężczyzna.
Jak już wcześniej opiswaliśmy, Ewa Tylman zaginęła w okolicy mostu świętego Rocha, w nocy z 22 na 23 listopada. Mimo wielu działań ze strony policji, biura Krzysztofa Rutkowskiego oraz Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, jej ciało udało się odnaleźć dopiero po 8 miesiącach. Przypadkowo odkrył je przechodzień, który wybrał się na spacer około 10 km od Poznania, w Czerwonaku. Ze względu na znaczy rozkład ciała, biegłym nie udało się ustalić przyczyny zgonu Ewy Tylman.
Na ławie oskarżonych zasiadł Adam Z., który usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Jednak po marcowej rozprawie, sąd zdecydował, że mężczyzna może oczekiwać na wyrok na wolności; co istotne, sąd poinformował, że bierze pod uwagę uwagę zmianę kwalifikacji prawnej czynu z zabójstwa na nieudzielnie pomocy. Grożą za to trzy lata więzienia.
Czytaj: Sprawa Ewy Tylman. Wielka kompromitacja TVP! Co się stało?