Szokującą informację podała wyborcza.pl. - Miał być zrealizowany ten sam schemat co z Ziętarą. Skończyło się na przyjęciu zlecenia i obserwacji, przerwanej, bo Najsztub i piszący z nim Maciej Gorzeliński dostali ochronę - twierdzi prokurator Piotr Kosmaty z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, prowadzący śledztwo w sprawie śmierci Ziętary.
Przestępcy, po zabiciu Jarosława Ziętary, nabrali wiatru w żagle i postanowili zemścić się na kolejnych dziennikarzach opisujących ich nielegalne interesy.
- Pracowaliśmy w Poznaniu nad tekstem "Państwo Elektromis". Dwóch informatorów ostrzegło, że jest na nas zlecenie. W porozumieniu z redakcją wynajęliśmy firmę ochroniarską z Poznania, ale jej pracownicy po dwóch dniach powiedzieli, że rezygnują, bo to ich przerasta. Na gwałt ściągnęliśmy firmę z Warszawy. Decyzja redakcji była taka, że będziemy chronieni do chwili, gdy po ukazaniu się artykułu złożymy zeznania w prokuraturze, i tak było - opisuje sytuację Najsztub.
Zobacz: Byli milicjanci usłyszeli zarzut porwania i pomocnictwa w zabójstwie Ziętary
Jarosław Ziętara, dziennikarz śledczy zajmujący się aferami gospodarczymi, zaginął w drodze do pracy w 1992 r. Rodzina i przyjaciele od początku podejrzewali, że został uprowadzony i zamordowany. Śledztwo umorzono, bo nie znaleziono ciała. Trzy lata temu krakowska prokuratura ponownie wszczęła śledztwo. Przełom nastąpił po zatrzymaniu i aresztowaniu byłego senatora i biznesmena Aleksandra G., który zdaniem prokuratury podżegał do zabójstwa dziennikarza. Do tej pory nie udało się odnaleźć zwłok Ziętary.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail