Matka tragicznie zmarłej Madzi (6 mies.) twardo utrzymuje, że nie zamordowała córki. Jej śmierć to był wypadek. Na pewno nie przyszłoby jej do głowy skrzywdzić dziecka z zemsty na mężu za jego skok w bok, tak jak to zasugerowali dziennikarze "Gazety Wyborczej". Zresztą kontaktów Bartka z tamtą kobietą nie nazwałaby romansem czy zdradą...
- Tamte wydarzenia musiały mieć miejsce gdzieś w październiku, najpóźniej w listopadzie 2011 roku - wspomina Katarzyna. - Zauważyłam, że rachunek za jeden z telefonów był bardzo duży. Sprawdziłam billing i okazało się, że Bartek wymienia bardzo dużo SMS-ów ze znajomą. Jestem pewna, że nie kontaktował się z nią przez komputer... - zaznacza. Zaprzecza tym samym rewelacjom "Gazety", których autor, powołując się na informatora z prokuratury, pisze, że o romansie męża dowiedziała się, przeglądając jego komputer. To wtedy miała się wściec i udusić córeczkę, a potem sfingować jej porwanie.
Matka Madzi przekonuje, że kontakty męża z tajemniczą przyjaciółką zostały szybko przerwane. I to zgodnie przez obie strony. - Oczywiście, na początku się wściekłam, była awantura - przyznaje. - Bartek mnie jednak przeprosił. Obiecał też, że nie będzie dłużej utrzymywał zażyłych kontaktów z tą dziewczyną. Spotkałam się też z nią, podałyśmy sobie ręce. Nie mam do niej żadnych pretensji. Bartek jej się po prostu podoba, chyba nawet do teraz. Kiedyś próbowali być nawet parą... - opowiada.
Katarzyna Waśniewska jest podejrzana o uduszenie córki. Taki zarzut postawili jej prokuratorzy. Przebywa jednak na wolności. Musi jedynie 3 razy w tygodniu meldować się na policji.