Udając się na cmentarz, kobieta jak zwykle chyłkiem wymknęła się ze swego mieszkania i szybkim krokiem skierowała się na pobliski przystanek komunikacji miejskiej. Autobusem dotarła na miejsce... Wystrojona w króciutką spódniczkę eksponującą nogi, w ciemnych okularach ruszyła w stronę grobu. Z torebki wyciągnęła znicz. Potem zapaliła go córeczce. Chwilę stała nad mogiłą. Czy się modliła? Czy może przepraszała za to, co zrobiła i prosiła o wybaczenie? Potem w pośpiechu wybiegła na ulicę.
Na Katarzynie W. ciążą najcięższe zarzuty - prokuratorzy z prokuratury okręgowej twierdzą, że własnymi rękami zabiła maleńką Madzię, jej zwłoki ukryła, a całemu światu obłudnie sprzedawała bajkę najpierw o porwaniu dziewczynki, a potem o nieszczęśliwym śmiertelnym wypadku.