Katarzyna W. musi trzy razy w tygodniu meldować się na posterunku policji w Sosnowcu. Wyznaczony przez sąd dozór to środek zapobiegawczy, bo zachodziło podejrzenie, że matka Madzi może uciec za granicę. W piątek wieczorem ok. godziny 21.30 pewnym krokiem weszła na komisariat przy ulicy Żeromskiego. Tym razem nie skrywała twarzy za ciemnymi okularami, jak to robiła dotychczas. Nie towarzyszyła jej też obstawa członków rodziny.
Poczekała chwilę, bo przy okienku oficera dyżurnego był jakiś interesant. Kiedy wyszedł, zameldowała się policjantowi, który zapisał, że przybyła. Dwie minuty później mogła spokojnie wrócić do domu.
Katarzyna W. przestała się już bać nie tylko mieszkańców Sosnowca, ale nawet prokuratorów. Pod koniec sierpnia nie raczyła się pojawić w prokuraturze w Gliwicach. Śledczy chcieli wtedy skonfrontować ją z Luizą Kobyłecka (27 l.), by sprawdzić, czy Krzysztof Rutkowski (52 l.) nie przekroczył prawa, skłaniając Katarzynę W. do przyznania, że żadnego porwania nie było, a jej córka nie żyje. Katarzyna W. zignorowała jednak wezwanie prokuratorów i nie przysłała żadnego usprawiedliwienia.
Nie widać też końca śledztwa w sprawie śmierci Madzi. Prokuratorzy z Katowic, którzy postawili Katarzynie W. zarzut zabicia córki, czekają na kolejne ekspertyzy. Mają też przesłuchiwać dodatkowych świadków. Matka Madzi ma dużo wolnego czasu. Nabrała już pewności siebie godnej celebrytki.