Sprawa Magdy Żuk. Ktoś dosypał jej leków?

Przypomnijmy. 27 kwietnia 2017 r. Magda Żuk poleciała sama na wczasy do Egiptu. Tam miała się dziwnie zachowywać. Do sieci wyciekło przerażające nagranie telefonem, na którym widać, jak roztrzęsiona dziewczyna błaga swojego chłopaka, żeby zabrał ją do Polski. Później została przewieziona do miejscowego szpitala. Tam szarpała się z personelem, chciała uciec. W końcu przywiązano ją do łóżka. 30 kwietnia oswobodziła się z więzów i wyskoczyła (bądź wypadła) z okna. Kilka godzin później Magda zmarła.

Prokuratura właśnie przedłużyła śledztwo w sprawie jej śmierci o kolejne tygodnie. Dotąd przesłuchano 174 świadków. - Nie stwierdzono, aby była wykorzystana seksualnie. Nie ma też dowodów, aby padła ofiarą handlarzu ludźmi - można wyczytać w oświadczeniu Tomasza Czułowskiego z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze, która zajmuje się tą sprawą.

Rodzina Magdy jest jednak pewna, że dziewczynie stała się krzywda. Denerwują się, gdy słyszą sugestie śledczych, że Magda brała środki psychotropowe, rzekomo z uwagi na swoją chorobę psychiczną - obecność takich substancji została ujawniona podczas sekcji zwłok. - Bzdura. Magda nie przyjmowała takich leków. Przecież one są tylko na receptę. Byłby ślad po zakupie - mówi Anna Cieślińska, siostra Magdaleny Żuk.

Substancje odkryte podczas sekcji mogły zostać podane Magdzie przez egipskich lekarzy. - Albo ktoś jej czegoś dosypał. Jesteśmy pewni, że Magda była zdrową dziewczyną. Jeśli ktoś twierdzi, że leczyła się psychiatrycznie, to kłamie. Wierzymy, że w końcu prokuraturze uda się poznać prawdę - dodaje Cieślińska.