Portal wprost.pl donosi, że ustaleń śledczych wynika, że niemożliwe było, aby Wojciech Franiewski, szef grupy przestępczej, która dokonała porwania, dostał się do domu przez balkon i wpuścił porywaczy do środka oraz żeby nie zostawili oni za sobą żadnych śladów. Ktoś był odpowiedzialny za ich usunięcie. To kieruje podejrzenia w stronę przyjaciela Olewnika, Jacka K. Chyba, że śladów nigdy tam nie było. Powraca hipoteza o samouprowadzeniu.
Włodzimierz Olewnik w rozmowie z dziennikarzami portalu powiedział, że 26 października 2012 bardzo przypomina dzień porwania jego syna. Jest słonecznie, choć w nocy zapowiadają spadek temperatury. - Wygląda dokładnie tak samo jak tamten - przyznaje. - Czy wszystko jest takie same? - dopytuje Wprost. - Nie, wtedy przed domem rosła kukurydza, której teraz tutaj nie ma - uściślił. Okazuje się, że pole kukurydzy, rosnącej naprzeciwko domu ma jednak duże znaczenia dla wyjaśniania sprawy. Właśnie w niej przez kilka godzin mieli ukrywać się sprawcy porwania. Eksperyment miał na celu wykazanie tego, że niemożlwie jest, aby porywacze mogli w czasie uprowadzenia Olewnika nie zostawić na podłodze jego domu ziemi i piachu, naniesionych z pola na podeszwach butów.
Eksperyment dotyczył równiez niejasności w kilku innych kwestiach. Przeprowadzony został m.in. eksperyment dźwiękowy, którego celem było ustalenie czy żona Jacka K. mogła widzieć poloneza z porywaczami. Czynnosci wykazały, że było to niemożliwe. Eksperyment trwał do późnej nocy.
Włodzimierz Olewnik i siostrą Krzysztofa Olewnika, nie ukrywają, że mają dość wątpliwości związanych z cała sprawą. Postępy w śledztwie są tylko pozorne. Powrót od hipotezy o samouprowadzeniu jest dla nich bolesny. Według niej, Krzysztof Olewnik sfingował porwanie, prosząc o pomoc Wojciecha Franiewskiego i jego ludzi. Dopiero potem sam miał stać się ich zakładnikiem. - Może Krzysiu także sam się zabił? - pytała jego siostra Danuta. Włodzimierz Olewnik z kolei krytykuje prokuraturę. - Dlaczego nie zrobiono wcześniej eksperymentu? - pytał oburzony.