Rajstopki, spodenki, kurteczka i mała czapeczka. Kiedy ogląda się strój wyłowionego z cieszyńskiegio stawu chłopca, po prostu serce się kraje... Policjanci, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce znalezienia chłopca w marcu 2010 roku, byli wstrząśnięci.
Jak podkreślali później, już wstępne działania policji wskazywały, że śledztwo może być niezwykle trudne. Drogie zagraniczne ubrania chłopca mogły sugerować, że dziecko nie pochodzi z Polski. - Śledczy ustalili, iż poszczególne części ubioru chłopca można było kupić np. w sklepach na terenie Czech - informowała rzeczniczka bielskiej prokuratury okręgowej Małgorzata Borkowska. Po ogłoszeniu tej informacji w mediach pojawili się nawet świadkowie, którzy zeznali, że Szymuś mógł być synem Czeszki, która mieszkała kiedyś na Śląsku.
Dziś wiadomo już, że czeski trop był fałszywy. A policję naprowadzono na niego nieprzypadkowo.
O perfidii rodziców - Beaty Ch. (41 l.) i Jarosława R. (42 l.) - świadczą zresztą także inne fakty: podstawianie innego dziecka kontrolującym policjantom czy okłamywanie innych członków rodziny. Musieli też oni jakoś wpłynąć na dwie córeczki - Wiktorię (6 l.) i Natalię (3 l.), starsze siostry Szymusia, żeby nie wygadały się, że ich braciszek zniknął.