Sprzedałam obrączkę po mężu, by nie zamarznąć

2009-01-17 3:00

Serce jej pękało z rozpaczy, że musi to zrobić, ale nie miała innego wyjścia. Życie ją przymusiło do tego desperackiego kroku. Żeby nie zamarznąć, pani Maria Szuprowicz (97 l.) z Łodzi musiała sprzedać ostatnią wartościową rzecz w swoim domu - pamiątkową złotą obrączkę po ukochanym mężu, który zmarł 18 lat temu.

Starsza pani kupiła za nią tonę węgla. W jej mieszkaniu wciąż jednak jest bardzo zimno. Choć od niedawna pani Maria pali w piecu, to i tak w swoim mieszkaniu musi chodzić w grubych swetrach i szlafroku. Termometr na ścianie pokazuje zaledwie 8 stopni Celsjusza. Cieplej jest tylko przy palenisku.

- To stare mieszkanie o dużej powierzchni - mówi pani Maria.

- Ma 70 metrów kwadratowych i aż trzy i pół metra wysokości. Żeby je ogrzać, musiałabym palić w piecu non stop przez parę miesięcy. Nie stać mnie na to - staruszka bezradnie rozkłada ręce.

Wprowadziła się tu z mężem Donatem 62 lata temu.

- Był kolejarzem - wspomina. - To mieszkanie dostaliśmy od PKP.

Gdy mąż żył, doskonale dawali sobie radę. Żyli z dwóch emerytur i choć luksusów w domu nie mieli, to stać ich było na kupno węgla na zimę. Po śmierci małżonka pani Marii z roku na rok było coraz ciężej. Aż tej zimy zabrakło jej pieniędzy na węgiel.

- Wcześniej wyprzedałam wszystko, co mogłam, żeby się ogrzać - tłumaczy drżącym głosem. - Aż została mi tylko największa pamiątka po mężu, obrączka. Nie miałam wyjścia, musiałam ją sprzedać - załamuje ręce.

Dostała za nią 650 złotych. Dołożyła 50 i kupiła tonę węgla. Wystarczy na miesiąc. Co będzie później, nie wiadomo.

- Chciałam się stąd wyprowadzić, zamienić to mieszkanie, ale nikt go nie chce - mówi zrezygnowana kobieta.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają