W grudniu 2016 roku Marcin G. został uznany za zaginionego. Gdy nie pojawił się w domu, policjanci skierowali pytania do osoby, która widziała go jako ostatnia, czyli Adriana. Z jego relacji wynikało, że podczas ostatniego spotkania po imprezie zaczęli się kłócić i przepychać, ciągle zmierzając w kierunku rzeki. Przyznał się, że gdy go niej doszli, uderzył Marcina G. w twarz. Chłopak upadł na betonową płytę, którą wyłożony jest brzeg rzeki, a następnie wpadł do wody.
Cztery miesiące po tym zdarzeniu prokuratura podjęła decyzję o wykonaniu skomplikowanej operacji wypompowania wody z rzeki, jak informuje portal tvn24.pl. - Na pewnym odcinku rzeki woda została spuszczona do pewnego poziomu. Żeby nie zalać terenów leżących niżej, musieliśmy poczekać z tymi działaniami, aż spełnione zostaną konkretne warunki pogodowe. Rzeka była przez cały ten czas patrolowana przez służby - wytłumaczył Bartłomiej Urban, zastępca Prokuratora Rejonowego w Pile. Z Gwdy wyłowiono zwłoki mężczyzny, jednak ich dokładna identyfikacja nie była możliwa, ze względu na ich stan rozkładu. Prokuratura zakłada jednak, że to właśnie zaginiony 21-latek. 23-letni Adrian usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci, za co grozi mu do 5 lat więzienia.