Życie kapłana nie jest usłane różami. Przyjemne na pozór chodzenie po kolędzie i zbieranie datków "co łaska" może rodzić konflikty. Księdzu Marianowi B., który raz po raz odbijał się od zamkniętych drzwi swoich parafian, puściły wreszcie nerwy. Postanowił więc przypomnieć swoim owieczkom o ich miejscu w szeregu. Siadł przy swoim biurku i napisał:
"Od wielu lat chodząc po kolędzie, zastajemy drzwi zamknięte. (...) W związku z powyższym bardzo proszę, aby Szanowne Państwo podpisało się pod tym oświadczeniem, aby przypadkiem po śmierci, ktoś z bliskich nie żądał katolickiego pogrzebu. Bo ksiądz nie reprezentuje firmy pogrzebowej, tylko Kościół Jezusa Chrystusa, do którego przynależność jest przywilejem i zobowiązaniem. Człowiek ma wolną wolę ( ). Brak odpowiedzi traktujemy jako akceptację naszego oświadczenia".
Wielce ciekawe jest też oświadczenie, które proboszcz radzi wiernym podpisać: "Nie życzę sobie, aby w razie mojej śmierci kapłan katolicki żegnał mnie na drogę do wieczności".
Gdy pan Rafał przeczytał korespondencję od duchownego, o mało nie spadł z krzesła. - To szczyt bezczelności - mówi.
Ale ksiądz proboszcz nie widzi nic złego w swoim postępowaniu. W specjalnie wydanym oświadczeniu tłumaczy, że list, który skierował do niektórych parafian, nie miał na celu straszenia piekłem, ale był... zaproszeniem do rozmowy. Zaiste, oryginalnym.