Dotarcie do zbitego ze starych desek peronu to nie lada wyprawa. Od strony ul. Wysockiego prowadzi tu szlak jak z filmów przygodowych. Pasażerowie najpierw przebijają się przez piaszczystą wydmę i uciekają przed kapiącą z wiaduktu Trasy Toruńskiej wodą. Tym, którzy są tutaj pierwszy raz, dalszą drogę wskazują pracujący obok robotnicy.
- Dwieście metrów wzdłuż szyn, potem przez tory i tam jest stacja - instruuje operator koparki.
Wraz z pasażerami brniemy przez bagniste bajoro i udaje nam się dojść do wąskiego przejścia. Cztery latarnie i kilka desek wyznaczają trasę. Nagle dostrzegamy strzałkę wskazującą kierunek do stacji. Żeby do niej dojść, musimy... przedzierać się przez nierówną pustynię wysypaną tłuczniem. Nasza fotoreporterka potyka się o wielki kamień. W końcu dochodzimy do celu. Jednak aby pasażerowie mogli wejść na peron, narażają życie, przeciskając się między torami a niebezpiecznie wystającymi dechami. I to, niestety, jedyne dojście, bo co prawda zbudowano drewniane schodki, ale żeby do nich dojść, trzeba nadkładać 10 minut drogi. Pasażerowie po pokonaniu drogi przez mękę zafundowanej im przez kolejarzy są wściekli.
- Ta stacja to po prostu tragedia! - załamuje ręce Ireneusz Wieciński (39 l.), który codziennie wsiada tu do pociągu. - Można się przewrócić i wybić zęby. A wieczorem, kiedy jest ciemno, latarnie prawie w ogóle nie oświetlają drogi. Tu po prostu czyha śmierć! - dodaje.
Zarządcą stacji rodem z Dzikiego Zachodu są Polskie Linie Kolejowe.
- Niestety, taki stan rzeczy musimy utrzymać. Chcemy jak najszybciej zakończyć budowę stacji, dlatego materiały budowlane składujemy jak najbliżej placu budowy - wyjaśnia Marta Szklarek (25 l.) z PLK. Zaznacza też, że kilka torów jest wyłączonych z ruchu i nie kursują nimi pociągi. Nowy dworzec zostanie oddany do użytku na przełomie października i listopada. - Będzie wyposażony m.in. w windy dla niepełnosprawnych - dodaje rzeczniczka.