Już teraz sytuacja wygląda źle. Ogrzewanie zabytkowego klasztoru kosztuje 15 tys. zł miesięcznie. Na taki wydatek zakonnice nie mogą sobie pozwolić. - Śpią więc w kilku koszulach, w zimnych, zagrzybionych celach - opowiada ojciec Szewek. - Prawie wszystkie są chore.
Benedyktynki przez 800 lat żyły według reguły św. Benedykta: "Ora et labora", czyli módl się i pracuj. Utrzymywały się z 700 hektarów ziemi i prywatnej szkoły. Komunistyczne władze odebrały im jednak ziemię i szkołę.
Po upadku PRL-u część ziemi zakonowi zwrócono, ale siostry musiały ją sprzedać. Wszystkie pieniądze poszły na remont klasztornego kościoła. Teraz mniszki próbują zarabiać, piekąc ciastka, wyrabiając chipsy, opłatki i figurki aniołków czy mikołajków. Niestety, nie są jednak w stanie zarobić na utrzymanie.
- Lista potrzeb jest ogromna. To drewno, węgiel, koce, pościel, ręczniki, środki czystości, mąka i cukier - wylicza przeorysza klasztoru, siostra Stefania. W zamian za pomoc zakonnice oferują modlitwy i nocleg w klasztorze.
- Oczywiście w spartańskich warunkach - zaznacza przeorysza. Zamiast wygód, odwiedzający mogą znaleźć w klasztorze ciszę i spokój. - Łatwiej wtedy wejrzeć w swoje wnętrze i odnaleźć sens życia - mówi siostra Stefania.