To była zbrodnia komunistyczna wymierzona w niewinnych ludzi - tak dziś koszmarne dni grudnia '70 oceniają ci, którzy widzieli ten horror na własne oczy. Po skandalicznej podwyżce cen żywności w całym kraju doszło do protestów, które najostrzej przebiegały na Wybrzeżu. To właśnie do robotników Trójmiasta Kociołek apelował w słynnym wystąpieniu, aby wrócili do pracy. Wracający do zakładów ludzie zostali zaatakowani przez wojsko i milicję. W wyniku kilkudniowych walk ulicznych zginęło 45 osób, ponad tysiąc było rannych.
Według kilku relacji to właśnie Kociołek miał wydać zgodę na strzelanie do robotników. Jednak wczoraj sąd, po 18 latach żmudnego procesu, uniewinnił komunistycznego dygnitarza. Wyroki usłyszało za to dwóch wojskowych kierujących akcją Bolesław F. i Mirosław W. Skazani zostali jednak nie za morderstwo, a za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Obaj dostali po dwa lata w zawieszeniu na cztery lata!
Paweł Władkowski (73 l.), prezes Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Grudnia 1970, słuchał tego wyroku z przerażeniem. Sam do dziś ma na ciele blizny po ranach, jakie zadano mu wtedy. - Ten wyrok jest podły dla pokrzywdzonych - mówił wściekły po procesie.
Wyrok nie jest prawomocny. Prowadzący sprawę prokurator Bogdan Szegda zapowiedział apelację. Jeżeli to nie pomoże, to sprawa trafi do Trybunału w Strasburgu.