Pochłonięci zakupami rodzice malca nawet nie zauważyli, gdy ich syn podszedł do półki z niebezpiecznymi chemikaliami. Chłopiec chwycił rączkami stojącą nisko butelkę popularnego środka do udrażniania rur i bez zastanowienia zaczął odkręcać nakrętkę. Szybko pokonał zabezpieczenia, które ponoć miały uniemożliwić swobodne otwarcie butelki i wysypał na rączkę granulki. Otworzył buźkę i bezwiednie zjadał proszek.
Kiedy rodzice 2,5-latka zauważyli synka z nabrzmiałymi policzkami, kurczowo ściskającego butelkę środka do udrażniania rur, kazali mu wszystko wypluć. Było już jednak za późno. Wiele żrących kulek trafiło do żołądka malca. Rodzice dali dziecku wodę gazowaną do popłukania ust, która tylko jeszcze nasiliła działanie proszku.
Patrz też: Ojczym wbił 2-latkowi 50 igieł
O dramatycznej walce o życie malucha pisze "Kurier Szczeciński". Lekarze z oddziału intensywnej terapii szpitala w Szczecinie robią co mogą, by utrzymać go przy życiu. 2,5-latek ma jednak poparzoną większą cześć przełyku, żołądek, usta i język oraz tylną ścianę gardła. Jeśli nawet uda się go uratować, to może do końca życia zostać kaleką. Podłączony do respiratora chłopiec jest utrzymywany w stanie śpiączki.
Sprawę bada prokuratura. Pracownicy sklepu twierdzą, że przestrzegali wszelkich procedur. Po wypadku przeniesiono jednak środek na wyższe półki. Producent żrących granulek także utrzymuje, że nakrętki na butelkach są bezpieczne i nie ma możliwości, by dziecko samo je odkręciło.