- Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Skontaktowałam się z resztą rodziców. Niektórzy zastanawiali się, czy nagranie jest prawdziwe, i mieli do mnie pretensje, że w ogóle podsłuchiwałam opiekunki - tłumaczy kobieta, która zgłosiła sprawę na policji.
- Przesłuchani zostaną rodzice dzieci, pracownicy i właścicielka żłobka - zapowiada kom. Joanna Kowalik-Kosińska, rzeczniczka komendanta wojewódzkiego policji w Gdańsku. Jeśli opiekunki usłyszą zarzuty psychicznego znęcania się nad dziećmi, to będzie im grozić do pięciu lat więzienia.
Właścicielka żłobka nie chce komentować sprawy.
Starogardzki żłobek działa od 2007 roku. Za 500 zł miesięcznie zajmuje się dziećmi w wieku od 6 miesięcy do 3 lat. Ostatnio było w nim kilkanaścioro maluchów. Rodziców jednego z nich zaniepokoiło zachowanie ich 2-letniego synka. - Pawełek już w drodze do żłobka zaczynał płakać. Na miejscu nie chciał się przebierać ani dać sobie zmienić bucików. Zastanawiałam się, dlaczego synek nie chce tam zostawać. Gdy z prasy dowiedziałam się, jak dzieci są traktowane w podobnej placówce we Wrocławiu, wpadłam na pomysł, że sprawdzę, co dzieje się w żłobku Pawełka - mówi pani Magdalena, mama chłopczyka.
Kobieta włożyła dyktafon do ulubionego misia synka i włączyła go. Gdy po 8 godzinach odebrała dziecko z placówki, odsłuchała nagrane rozmowy dwóch opiekunek. Włosy stanęły jej dęba! "Głupku mały", "zamknij się", "obsrańcu jeden", "wariatka chora", "do jasnej cholery" - w taki sposób kobiety zwracały się do dzieci, którymi miały się opiekować. Zmuszały je do siedzenia na nocnikach, wciskały jedzenie do buzi.