Zofię B. jej sąsiedzi postrzegają jako milczka, osobę nieufną, która z żadnym z nich nie utrzymuje bliższych kontaktów. Nawet na "dzień dobry" nie odpowiada. Jednak nikomu nie wadzi. Zawsze schludna, spokojna. Kiedyś pracowała jako recepcjonistka. Od kilkunastu lat mieszkała pod jednym dachem z mężczyzną. Podobno kiedyś pływał na statkach, nawet przez jakiś czas mieszkał w Kanadzie, ale życie mu się tak potoczyło, że z niczym wrócił do Polski, do Świnoujścia. - Wiemy, że wynajmował u niej pokój w zamian za opiekę. Coś naprawił, posprzątał - mówią sąsiedzi Zofii B. - Wyglądał na dużo młodszego, na jakieś 65 lat - spekulują.
Teraz sąsiedzi przyznają, że od dawna współlokatora Zofii B. nie widzieli. Ona też znikła im z pola widzenia. Nawet ktoś się zaniepokoił i wezwał policję. Patrol przyjechał w minioną sobotę, jednak akurat zastał panią Zofię na klatce schodowej. Funkcjonariusze zrobili więc w tył zwrot i tyle. A dzień później zaalarmował ich lekarz kobiety. Przyszła do niego poradzić się, co ma zrobić ze współlokatorem, który... siedzi przy stole i się nie odzywa.
Kiedy policjanci weszli do mieszkania Zofii B., doznali szoku. Przy stole siedział trup w stanie rozkładu. Fetor był straszny. Tylko ze wstępnych oględzin wynika, że mężczyzna nie żyje od około miesiąca. - To jakieś bzdury, mój Michał nie odzywa się góra dwa tygodnie - mówi Zofia B.
Nieoficjalnie wiemy, że staruszka najpierw włożyła ciało współlokatora do worków, jednak później wypakowała je i posadziła przy kuchennym stole. Wtedy proces rozkładu przyspieszył, zaczęły wyciekać płyny ustrojowe. Staruszka jeszcze zmieniła "Michałowi" spodnie.
- Wszczęliśmy śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci - mówi Włodzimierz Center, prokurator rejonowy w Świnoujściu. - Musimy ustalić personalia denata, którego ciało zabezpieczyliśmy do sekcji. Na tym etapie nikomu nie postawiliśmy żadnych zarzutów - dodaje.
Sprawdź: Tragedia w Lublinie. Udusił narzeczoną apaszką, a ciało ukrył w wersalce. Grozi mu dożywocie