Nowo zakupiony samochodzik zdaniem mieszkańca Nowego Kisielina nie zasłużył na to, aby nurzać go w błocku na bocznych drogach sąsiedniej wsi. Kierowca auta postanowił więc ominąć olbrzymią kałużę. Jadącym ze sporą prędkością autem zarzuciło, no i samochód wylądował na ogrodzeniu mieszkanki Starego Kisielina. Ze zmasakrowanego auta wysiadł młody człowiek i zszokowanej właścicielce posesji próbował tłumaczyć, że to był lekki błąd w kierowaniu i aby nie powiadamiała o incydencie policji. Po czym wsiadł za kierownicę. Wycofał samochód i rzężącym po wypadku wrakiem odjechał w siną dal. Jak jednak ustalili przybyli na miejsce mundurowi, kierowca nie ujechał zbyt daleko. Kilka kilometrów od miejsca kraksy znaleźli w lesie porzucone auto z rozwalonym przodem. Kwestią czasu pozostało ustalenie kto nim kierował. Zaraz po zatrzymaniu mieszkaniec Starego Kisielina wydmuchał prawie promil alkoholu. Zielonogórscy policjanci postawili 26-latkowi zarzuty. A tego zebrało się niemało. Odpowie za kierowanie autem po pijaku, dodatkowo okazało się, że wcześniej prawo jazdy zabrał mu sąd, no i jeszcze zniszczenie mienia czyli płotu. Pechowemu kierowcy grożą nawet trzy lata za kratami. A wszystko przez kałużę...
Zobacz: Słowacka szajka rabusiów rozbita