Godz. 17.00. Piątkowa blokada parlamentu przez związkowców. Mimo to Sejmu Stefan Niesiołowski próbuje wymknąć się z terenu Sejmu. Związkowcy skutecznie zatrzymują go w środku. Podchodzi do niego dziennikarka "Gazety Polskiej Codziennie" Ewa Stankiewicz.
Ma w ręce kamerę, chce przeprowadzić z politykiem wywiad. Kiedy przedstawia się i zadaje pytanie, Niesiołowski nie chce z nią rozmawiać i zabrania filmowania.
- To pani jest od tego filmu "Solidarni", od tego PiS-owskiego paskudztwa, tak?
- Nie PiS-owskiego paskudztwa, tylko dokumentu - broni się Stankiewicz.
- Nie chcę z panią rozmawiać, niech pani idzie do PiS-u - dodaje Niesiołowski i każe Stankiewicz odwrócić kamerę, "bo jak nie, to ją rozbiję, jeśli będzie mnie pani filmować bez mojej zgody".
Won stąd!
Stankiewicz nie przerwała nagrywania i dopytywała, czy Niesiołowski wie, dlaczego nie może wyjść z Sejmu. W odpowiedzi usłyszała pytanie "czy jest głucha".
- Niech pani idzie do PiS-u, do tych PiS-owskich lizusów swoich. Proszę mnie nie filmować bez mojej zgody - powiedział wicemarszałek Sejmu, złapał za kamerę i obrócił ją w dół.
- Won stąd! - krzyknął. Kiedy Stankiewicz znowu zaczęła filmować, usłyszała od Niesiołowskiego kolejne: "Won stąd!".
Jak kryminalista
Wczoraj w rozmowie z "Super Expressem" Stankiewicz mówiła, że były wicemarszałek Sejmu zachował się jak kryminalista albo jak osoba chora psychicznie.
- Dwukrotnie mnie zaatakował. Najpierw rzucił mi kamerę i próbował wyłamać mikrofon, ale odciągnęli go znajomi. Zaraz potem już z obraźliwymi wyzwiskami "won do PiS-u, won do PiS-u" zaatakował mnie bezpośrednio fizycznie. Nie pamiętam dokładnie jak, ale wydaje mi się, że mnie szarpał i chwycił za nadgarstki. Wpadł w furię. To, co zrobił, było zwykłym chamstwem i pogwałceniem godności ludzkiej - uważa Stankiewicz.
Nie dotknąłem jej
Co na to Niesiołowski? - Nie dotknąłem jej palcem. Teraz robi z tego jakiś napad, a przecież po to tam przyszła, żeby sprowokować, i teraz na wszystkich PiS-owskich portalach wrzeszczeć. Jeśli chce, niech zgłasza popełnienie przestępstwa, nie sądzę, by to zrobiła, bo się ośmieszy - mówi portalowi Gazeta.pl Niesiołowski.
Zarzeka się, że "nie użył ostrych słów". Według niego "won" "nie jest za ostrym słowem, tylko co najwyżej za łagodnym". Awantura będzie miała finał w prokuraturze. Zawiadomienie w tej sprawie złożą dzisiaj politycy PiS.