I to wystarczyło, by nazwać Portugalczyka wielkim przyjacielem Polski. Niezasłużenie. Bo to wielki niszczyciel. Realizator bezwzględnej wobec Polski polityki ekonomicznej Unii Europejskiej. Bo nasze stocznie muszą przyjąć model rozwojowy przez nią narzucony. To cena za naszą przynależność do Unii. Cena WYSOKA.
Sto dni minie jak z bicza strzelił. I chciałbym wierzyć, że w tym dodanym czasie uda się rządowi uratować stocznie. Choć nastroje polityków są złe. Były wiceminister gospodarki Poncyljusz wieszczy, że przesunięto tylko... datę śmierci stoczni. Szczególnie gdyńskiej, bo Unia nie zgadza się, by polski rząd miliard złotych przyszłemu inwestorowi dołożył. Więc pat. Ale wiem jedno: że jak się Unia na to dołożenie nie zgodzi, to stoczniowcy... sami dołożą. Jak i komu, to znamy z historii.