Stoczniowcy protestują, a premiera nie ma w domu

2009-08-29 14:27

Jak zapowiedzieli, tak zrobili. Stoczniowcy z Gdańska rozbili namioty pod domem Donalda Tuska. Niestety, mogą zapomnieć, że premier do nich wyjdzie. Mieszkanie jest puste - cała rodzina pojechała na chrzciny premierowskiego wnuka.

Protest, który zaczął się w piątek o godz.16, przebiega spokojnie. Około 200 metrów dzieli namioty, które rozbili stoczniowcy, od kamienicy, w której znajduje się mieszkanie premiera. Wejścia do budynku pilnuje kilku policjantów.

Wczoraj wieczorem atmosfera na pikiecie była prawie... piknikowa. Jeden z protestujących umilał kolegom czas śpiewem i grą na gitarze. Kolacja? 60 sztuk pizzy na zamówienie.

Niestety, premiera nie ma w domu. Wczoraj, jeszcze zanim rozpoczęła się pikieta, mieszkanie opuściła żona szefa rządu Małgorzata Tusk. Tuskowie mają bowiem rodzinne święto - chrzciny premierowskiego wnuka, Mikołaja.

- Chrzciny wnuka to dla premiera tylko wymówka - mówi PAP wiceszef Solidarności w Stoczni Gdańsk Karol Guzikiewicz. - Jeśli nie może się spotkać, to czekamy na jego telefon. Nam nie chodzi tylko o sytuację w naszej stoczni, ale także całym przemyśle okrętowym i firmach kooperujących ze stoczniami, czyli łącznie dotyczy to 60 tys. ludzi, którzy mogą stracić pracę - tłumaczy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki