Jakieś straszliwe fatum musi wisieć nad tym 14-latkiem. Jego horror zaczął się od tego, że kiedy pomagał rodzicom w gospodarstwie, pechowo zleciał z przyczepy samochodowej. - Nie wiem, jak on to zrobił. Miał zejść, ale nagle z hukiem upadł na ziemię - opowiada ze łzami w oczach mama Kamila Zofia (46 l.).
Złamana kość przebiła ciało i skórę. Wyjący z bólu nastolatek trafił do szpitala w Trzebnicy, gdzie lekarze złożyli mu złamanie i zapakowali rękę w gips. Po tym cierpiący wprawdzie z bólu Kamil mógł wrócić do domu.
Długo nie wysiedział jednak pod dachem. Aż rwał się, by odwiedzić sąsiada i... jego konia. Bo te piękne zwierzęta są pasją Kamila. Połamany i z gipsem nie mógł jeździć, ale co dnia doglądał ukochanego konia, głaskał go i oporządzał.
Po kilku takich wizytach złamana ręka zaczęła go boleć niemiłosiernie. Przerażeni rodzice znów powieźli go do lekarzy w Trzebnicy. Ci zdjęli gips i z przerażeniem odkryli, że w ranę wdała się gangrena! Chłopak zaraził się od konia zgorzelą gazową. Nie było rady, zakażoną rękę trzeba było amputować.
Załamany chłopak leży teraz w szpitalu. Jego jedyną szansą na normalne funkcjonowanie jest kosztująca nawet 80 tys. złotych proteza. Jego rodziców - rolników z dolnośląskiej wsi - na taki wydatek nie stać. Pomóżmy chłopakowi w tym koszmarze! Każdy, kto chciałby go wspomóc, proszony jest o kontakt z redakcją .
dr Krzysztof Kołtowski, ordynator oddziału urazowo-ortopedycznego szpitala w Trzebnicy: Nie mieliśmy wyjścia
- Przez kontakt z koniem Kamil był szczególnie podatny na zakażenie. By ratować życie dziecka, musieliśmy amputować rękę