Stracił rękę z miłości do konia

2009-11-06 6:45

To niesprawiedliwe! 14-letni Kamil Grzejszczyk z Laskowej, wsi na Dolnym Śląsku, do końca życia będzie inwalidą bez lewej ręki. Dlaczego? Bo ukochany koń zaraził go zabójczą bakterią. Żeby ocalić chłopcu życie, lekarze musieli amputować mu rękę.

Jakieś straszliwe fatum musi wisieć nad tym 14-latkiem. Jego horror zaczął się od tego, że kiedy pomagał rodzicom w gospodarstwie, pechowo zleciał z przyczepy samochodowej. - Nie wiem, jak on to zrobił. Miał zejść, ale nagle z hukiem upadł na ziemię - opowiada ze łzami w oczach mama Kamila Zofia (46 l.).

Złamana kość przebiła ciało i skórę. Wyjący z bólu nastolatek trafił do szpitala w Trzebnicy, gdzie lekarze złożyli mu złamanie i zapakowali rękę w gips. Po tym cierpiący wprawdzie z bólu Kamil mógł wrócić do domu.

Długo nie wysiedział jednak pod dachem. Aż rwał się, by odwiedzić sąsiada i... jego konia. Bo te piękne zwierzęta są pasją Kamila. Połamany i z gipsem nie mógł jeździć, ale co dnia doglądał ukochanego konia, głaskał go i oporządzał.

Po kilku takich wizytach złamana ręka zaczęła go boleć niemiłosiernie. Przerażeni rodzice znów powieźli go do lekarzy w Trzebnicy. Ci zdjęli gips i z przerażeniem odkryli, że w ranę wdała się gangrena! Chłopak zaraził się od konia zgorzelą gazową. Nie było rady, zakażoną rękę trzeba było amputować.

Załamany chłopak leży teraz w szpitalu. Jego jedyną szansą na normalne funkcjonowanie jest kosztująca nawet 80 tys. złotych proteza. Jego rodziców - rolników z dolnośląskiej wsi - na taki wydatek nie stać. Pomóżmy chłopakowi w tym koszmarze! Każdy, kto chciałby go wspomóc, proszony jest o kontakt z redakcją .

dr Krzysztof Kołtowski, ordynator oddziału urazowo-ortopedycznego szpitala w Trzebnicy: Nie mieliśmy wyjścia

- Przez kontakt z koniem Kamil był szczególnie podatny na zakażenie. By ratować życie dziecka, musieliśmy amputować rękę

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki