Pan Stanisław nie miał lekko w życiu. Stracił nogę, potem w wyniku długów dach nad głową. Mężczyzna trafił do ośrodka opiekuńczego. - Nie mogłem tam być. Tam codziennie umierało 6-8 osób, a ja chciałem żyć. Pod swój dach przygarnęła mnie obca kobieta - opowiada. Pani Krystyna, bo o niej mowa, ma jeszcze dwójkę synów, ale uznała, że wszyscy pomieszczą się w jej domu.
I wtedy wmieszali się w to urzędnicy zajmujący się "pomocą" . Uznali oni, że skoro kobieta przyjęła pana Stanisława pod dach, to jest dla niego jak rodzina. Czyli w jednym domu mieszkają cztery osoby, a trzy z nich zarabiają wystarczająco dużo, aby wszyscy się utrzymali. Więc zabrano mężczyźnie 529 zł zasiłku.
- Mieszkam i jem za darmo, bo inaczej umarłbym z głodu - żalił się mężczyzna.
Monika Rybka z Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Narolu wyjaśnia nam, że urzędnicy działali zgodnie z przepisami. - Skoro mężczyzna mieszka u pani Krystyny, jada z nimi, prowadzi wspólne gospodarstwo i utrzymuje więź emocjonalną, to w świetle prawa są rodziną i żadne dodatkowe pieniądze się mu nie należą - mówi.
MONIKA RYBKA, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Narolu:
Takie są przepisy
- Skoro mężczyzna mieszka u pani Krystyny, jada z nimi, prowadzi wspólne gospodarstwo i utrzymuje więź emocjonalną, to w świetleprawa są rodziną i żadne dodatkowe pieniądze mu się nie należą.
Zobacz także: Rząd OSZUKAŁ opiekunów niepełnosprawnych