19 grudnia minął termin, do którego polskie władze powinny wprowadzić zapisy dotyczące bezpieczeństwa na drogach. UE wydała je, by radykalnie obniżyć liczbę śmiertelnych wypadków - pisze "Rzeczpospolita".
Odkrył to Jerzy Polaczek, minister transportu w rządzie PiS. Jego zdaniem, niewprowadzenie dyrektywy do polskich przepisów oznacza co najmniej zamrożenie, jeśli nie cofnięcie unijnych dotacji.
Te obawy - czytamy - potwierdza stanowisko Komisji Europejskiej. Jak powiedziała "Rz" rzeczniczka KE Helen Kearns, niewprowadzenie dyrektywy będzie miało "jasny efekt w postaci odmowy Brukseli przekazania unijnych funduszy".
Patrz też: Kierowco! Jedź po tańsze paliwo na wschód - tam możesz tankować nawet 2,70 zł za litr
Jak pisze gazeta, najbardziej zagrożone są nowe projekty warte powyżej 50 mln euro - te muszą bowiem zostać zaakceptowane przez KE. Trzy z polskich projektów już trafiły do Komisji. Są to: 18 km południowej obwodnicy Gdańska, 50 km drogi ekspresowej Elbląg - Miłomłyn oraz mostu w Toruniu i dróg dojazdowych.
Dyrektywa nakazuje przeprowadzanie ocen pod kątem bezpieczeństwa ruchu i okresowe zewnętrzne audyty. Jak szacował rząd, jej wprowadzenie będzie kosztowało 6-10 mld zł. Ale korzyści - czytamy w "Rz" - mają być znacznie większe: 2,3 mld euro przy założeniu, że śmiertelnych ofiar wypadków będzie o połowę mniej.