Strajk pielęgniarek

2009-01-16 3:00

Wielki dramat pielęgniarek! Siostry z warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii oraz ze Szpitala Psychiatrycznego w Jarosławiu (woj. podkarpackie) już od 9 dni prowadzą strajk głodowy. Zdesperowane kobiety domagają się podwyżek.

Walczą raptem o 200-300 zł więcej do swoich marnych pensji. - Pielęgniarka z kilkunastoletnim stażem zarabia dziś 1500 zł! To skandal! Z czego mamy żyć? - rozpacza Teresa Kolado z Warszawy. Sytuacja protestujących każdego dnia jest coraz bardziej dramatyczna. - Czujemy się fatalnie, jesteśmy osłabione, brakuje nam sił. Od 10 dni przyjmujemy tylko wodę i soki. Śpimy na starych materacach i kocach w zaimprowizowanej sali. Nie mamy kontaktu z bliskimi, niektóre z nas nie widziały swoich rodzin od tygodnia - opowiada ze łzami w oczach Hanna Jaczewska z Warszawy.

Protestujące kobiety nie mogą liczyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony Ministerstwa Zdrowia, a dyrekcja Instytutu Psychiatrii rozkłada bezradnie ręce. - NFZ obiecał nam 20-procentowy wzrost nakładów. Jednak z tej kwoty dostaliśmy tylko 7 proc. Nie mamy więcej pieniędzy - tłumaczy dyrektor IPiN, Danuta Ryglewicz. Zrozpaczone pielęgniarki zapowiadają zaostrzenie głodówki, jeśli w najbliższym czasie nie dojdzie do porozumienia z władzami placówki.

Równie tragicznie przedstawia się sytuacja białego personelu w Jarosławiu. - Chcemy normalnie żyć, teraz nasz protest jest sprawą honoru, będziemy tu trwać do skutku - mówi pielęgniarz Paweł Warański (34 l). - Pan dyrektor Józef Długoń (54 l.), rozpoczynając urzędowanie, obiecywał nam podwyżkę i słowa nie dotrzymał. Teraz mu nie wierzymy i dlatego podjęliśmy taką formę protestu - podkreśla.

Wtóruje mu strajkująca pielęgniarka Bogumiła Lewkowicz (43 l.). - Wybrałam ten zawód, bo zawsze chciałam pomagać chorym ludziom. Wiedziałam, że w szpitalu poznam różne odcienie cierpienia ludzkiego, ale dopiero teraz, w czasie negocjacji mojej niskiej pensji z dyrektorem, poznaję, jak smakuje upokorzenie po 23 latach pracy - płacze kobieta. W niewielkiej salce szpitala, naprędce zaadaptowanej na lokum protestujących pielęgniarek, jest też Agnieszka Cycak (36 l.). Kobieta martwi się o swoją rodzinę. W domu czeka na nią trójka dzieci: Gabrysia (14 l.) Kamil (11 l.) i Dominika (3 l.), którymi opiekuje się chora babcia. - Mąż ciężko pracuje na trzy zmiany, mama za dwa dni idzie na operację, nie wiem, co dalej będzie - mówi przygnębiona pani Agnieszka. - Moja najstarsza córeczka Gabrysia bardzo mi pomaga i wiem, że mogę na niej polegać. Ona doskonale rozumie, dlaczego tu jestem. Wie, jak ciężko pracujemy i gdy powiedziałam w domu, że będę głodowała i pracowała na oddziale, walcząc o wyższą pensję, moja córeczka przytuliła się do mnie i powiedziała: "Nie martw się mamusiu, jestem już duża i teraz ja przypilnuję dzieciaków".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki