Rozpaczliwym muczeniem wzywała na ratunek swojego gospodarza. Jan Piórkowski (51 l.) z Lipowej Góry koło Szczytna (woj. warmińsko-mazurskie) musiał prosić o pomoc strażaków. Dopiero oni uwolnili wycieńczone zwierzę.
Krowa Kasia (2 l.) jest ulubienicą Jana Piórkowskiego. W niedzielę pasła się kilkadziesiąt metrów od domu swoich gospodarzy. Coś ją podkusiło, żeby wepchnąć głowę w kratkę słupa energetycznego. Jak to zrobiła? Nikt nie wie, ale utknęła w śmiertelnej pułapce. Na nic zdawały się próby uwolnienia głowy z betonowego potrzasku. Z poranionego przez słup karku zaczęła spływać krew. Przerażone zwierzę mucząc, wzywało swojego gospodarza. Ale pan Jan był z rodziną na mszy.
- Dopiero kiedy wracaliśmy z kościoła, zobaczyłem, co się dzieje. Widać było, że Kasia zaraz padnie z wycieńczenia - wspomina Jan Piórkowski. Jego żona przybiegła z butelkami oliwy. Polewała nią głowę zwierzęcia, a pan Jan ciągnął ją z całych sił. Bez skutku. Dopiero strażacy uwolnili umierającą ze strachu i bólu Kasię. - Kilka lat temu straciłem w ten sposób byczka. Dobrze, że Kasia przeżyła - mówi gospodarz, gładząc krasulę po pysku.