Lekarz, który przyjechał z zespołem karetki, aby ratować 13-letnią dziewczynę, nie kryje oburzenia. - Dziecko było w sytuacji zagrożenia życia. Mógł nastąpić nagły zgon sercowy. Przy jakichkolwiek komplikacjach nie byłbym w stanie pomóc tej dziewczynce. Jestem porażony tą sytuacją - powiedział w TVN24. Sytuacja stała się dramatyczna, kiedy karetka, którą przyjechali ratownicy, zakopała się w błocie. Natychmiast wezwali na pomoc straż pożarną, która jednak odmówiła przyjazdu. Skąd taka decyzja?
- Dyżurny zachował się zgodnie z procedurami, choć mógł wykazać więcej empatii. Przy pierwszym telefonie nie było żadnej informacji o zagrożeniu życia, a jedynie o zasłabnięciu - tłumaczył potem Marek Gendek, komendat straży pożarnej.
Podczas wzywania karetki, dyspozytor zapytał, czy istnieje zagrożenie życia. Pracownica pogotowie odparła: nie, to zasłabnięcie. Dziewczynka została przetransportowana do szpitala do Szczecina inną karetką. Jej stan jest dobry.