Funkcjonariusze straży chcą mieć broń i takie uprawnienia jak policja. Chcą łapać przestępców, nakładać mandaty na kierowców i być potrzebni obywatelom. Czasem jednak forma ich pracy przerasta jej treść i z zaszczytnej służby na rzecz mieszkańców i ich bezpieczeństwa wychodzi prawdziwa groteska.
Dowód tego strażnicy miejscy dali wczoraj po południu przy ul. Szpitalnej. Ok. godz. 16 dwa patrole, czyli czterech funkcjonariuszy, przez kilkadziesiąt minut czekało na właścicielkę małego, czerwonego seicento z Nowego Dworu, która zaparkowała swoje autko w miejscu niedozwolonym. W tym czasie radiowozy straży stały także w pasie niedozwolonym i same łamały przepisy, utrudniając ruch na i tak zablokowanej o tej porze dnia ulicy. Akcja strażników zakończyła się oczywiście mandatem. Gdy kierująca seicento wróciła, zapytała, czy do jej jednej potrzebne były aż dwa radiowozy. Wtedy jeden ze strażników odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że czerwone seicento to już ósmy samochód, jaki skontrolowali w tym miejscu w ciągu kilku godzin.
Agnieszka Kubicka (33 l.), rzecznik straży miejskiej, również nie ma wiele do powiedzenia w tej sprawie. - Nie znam okoliczności zajścia - przekonuje. - Ale jeżeli na miejscu były dwa patrole, to widocznie była taka potrzeba - dodaje.
Ale czy zamiast pilnować porządku, mundurowi mają wlepiać mandaty? W stolicy nie jest chyba tak bezpiecznie, że jedynym problemem są źle zaparkowane auta.