Strefie Gazy grozi wielka katastrofa humanitarna

2009-01-14 7:00

Wojna między Izraelem a Hamasem doprowadziła do tragedii ludności cywilnej - mówi specjalista do spraw Bliskiego Wschodu Konstanty Gebert.

"Super Express": - Pracownicy ONZ, Czerwonego Krzyża, Światowego Programu Żywnościowego alarmują, że sytuacja mieszkańców w Strefie Gazy stała się dramatyczna.

Konstanty Gebert: - Strefa Gazy znalazła się na skraju katastrofy humanitarnej.

- To bardzo mocne słowa…

- Izraelczycy ogłosili rozejm trwający codziennie między pierwszą a trzecią po południu. Jest on tylko częściowo respektowany przez Hamas i w związku z tym również częściowo respektowany przez Izraelczyków. Z tego też powodu rozprowadzanie żywności w Strefie Gazy jest ryzykowne ze względu na trwające działania wojskowe i w wielu miejscach tej żywności po prostu nie ma. Co więcej, niemal cała Strefa Gazy jest pozbawiona stałego dopływu gazu i prądu.

- Jak można na to poradzić?

- Póki trwają działania wojenne, niewiele. Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła rezolucję wzywającą do natychmiastowego zaprzestania takich działań. Odrzuciły ją obie strony. Hamas dlatego, że nie konsultowano się z nim podczas jej uchwalania. W świetle tego, że przyjęcie tej rezolucji doprowadziłoby do zakończenia cierpień ludności cywilnej, decyzja Hamasu jest czymś zdumiewającym. W związku z tym nie ma żadnej gwarancji, że po zakończeniu działań zbrojnych Hamas natychmiast znowu się nie uzbroi i tym samym nie powtórzy się sytuacja, która sprawiła, że operacja w Gazie była koniecznością.

- Bombardowanie Gazy w celu zniszczenia bojówek Hamasu musiało i musi nieść ze sobą ofiary cywilne, nieporównywalne ze stratami, z jakimi mierzy się ludność Izraela. Czy nie można było w inny sposób rozwiązać problemu Hamasu?

- Działania zbrojne w Gazie musiały doprowadzić do strat wśród ludności cywilnej, dlatego że Gaza jest jednym z najgęściej zaludnionych obszarów na kuli ziemskiej i ponieważ Hamas systematycznie i celowo umieszcza swoje bojówki wśród ludności cywilnej. Jedynym sposobem uniknięcia ofiar wśród palestyńskiej ludności cywilnej było nieprzeprowadzenie tej operacji. Faktem jest, że straty po stronie palestyńskiej są nieporównywalnie większe niż po stronie izraelskiej. Jednak kwestią podstawową jest to, czy Izraelczycy dokładają wszelkich starań, by straty te zminimalizować.

- A dokładają?

- W pierwszej fazie kampanii, gdy mieliśmy do czynienia z atakami wyłącznie z powietrza, było to bezdyskusyjne. Izrael zastosował opracowane przez siebie taktyki mające właśnie na celu zminimalizowanie tych strat. Włącznie ze stworzeniem specjalnej rakiety, która odpalana z samolotu uderza w budynek, ale nie wybucha, co powoduje, że ludzie opuszczają go niemal bez szwanku. Poza tym Izraelczycy ostrzegali mieszkańców domów, które zamierzali zaatakować, zrzucając im ulotki czy po prostu dzwoniąc do nich.

- Co się zatem stało, że ta strategia została zmieniona?

- Izrael przystąpił do drugiej fazy operacji - działań lądowych. Niezmiernie niepokojące są doniesienia świadków i wysłanników ONZ, że Izraelczycy nakazali cywilom przeniesienie się do bezpiecznego budynku, który następnego dnia zaatakowali. Dyskusyjne jest też ostrzelanie przez nich szkoły ONZ w odpowiedzi na ostrzał przeprowadzony przez Hamas z tejże właśnie szkoły. Trudno ustalić fakty, ponieważ na miejscu nie ma międzynarodowych dziennikarzy, gdyż Izraelczycy po prostu ich tam nie wpuszczają. Biorąc jednak pod uwagę wysiłki, jakie włożyli w zminimalizowanie strat cywilnych w pierwszej fazie wojny, sądzę, że należy im się odrobinę więcej zaufania. Tym niemniej każdy budzący wątpliwości atak powinien zostać zbadany, jak słusznie żąda tego Czerwony Krzyż i ONZ.

- Jakimi drogami dociera obecnie pomoc do Gazy?

- Wyłącznie przez posterunki graniczne między Gazą a Izraelem. Posterunek graniczny między Gazą a Egiptem pozostaje zamknięty. Egipcjanie nie wpuszczają pomocy humanitarnej, ponieważ nie zgadzają się na żądania Hamasu, aby posterunek ten był obsadzony przez żołnierzy Autonomii Palestyńskiej. Egipt też upatruje w Hamasie zagrożenie.

- A co z tunelami podziemnymi między Gazą a Egiptem? Izraelczycy podejrzewali, że poza lekami i żywnością przedostawała się nimi również broń. Czy tunele te jeszcze istnieją?

- Większość tych tuneli została zbombardowana. Jednak codziennie z Gazy w kierunku Izraela odpalane są rakiety, czyli Hamas musiał jakoś przeszmuglować sprzęt, by kontynuować ostrzał. Skoro broń ta nie trafiła do Gazy przez posterunki graniczne, jakoś musiała się tam dostać. Dlatego przypuszczam, że niektóre tunele nadal funkcjonują.

- Jak szybko operacja Izraela musiałaby się zakończyć, żeby ludzie mieszkający w Strefie Gazy mogli przeżyć?

- Mam nadzieję, że operacja potrwa jak najkrócej. Ale to zależy również od Hamasu i Egiptu. Izraelczycy podali jednoznaczny warunek zakończenia działań: skuteczny mechanizm uniemożliwiający ponowny szmugiel broni do Strefy Gazy. Egipt, który w 2005 roku zobowiązał się, że ten szmugiel udaremni, nie wywiązał się z tego zobowiązania. Izraelczycy żądają też obecności międzynarodowych obserwatorów na terenie konfliktu. Unia Europejska powiedziała, że chętnie wyśle tam swój kontyngent. Jednak Hamas nie zgadza się, by taki kontyngent stacjonował po palestyńskiej stronie granicy, a Egipt nie chce go po swojej stronie.

- Czego najbardziej potrzebują mieszkańcy Gazy?

- W tej chwili wszystkiego. Najbardziej pożądane jest stworzenie możliwości bezpiecznej dystrybucji tych towarów, które nadal znajdują się w magazynach w Strefie Gazy. By tak się stało, niezbędne jest wstrzymanie walk, a przynajmniej przestrzeganie przez Hamas tego trzygodzinnego zawieszenia broni.

- Generalnie - dlaczego Izrael nie wpuszcza do Strefy Gazy pomocy humanitarnej?

- Izrael wpuszcza pomoc humanitarną. Twierdzi jednak, że nie ma potrzeby wprowadzać gwałtownego masowego programu pomocy humanitarnej. Problem leży w rozprowadzaniu żywności i leków znajdujących się we wspomnianych magazynach.

- A może pokój, a co za tym idzie ratunek dla mieszkańców Strefy Gazy przyniesie pomoc państw zachodnich?

- Istnieją różnice w ocenie sytuacji między UE a USA. Co więcej, Stany nie podejmą żadnych działań, dopóki nie zostanie zaprzysiężony Barack Obama. Podzielone są też państwa arabskie. Egipt, Jordania, Arabia Saudyjska jednoznacznie uznały Hamas za współodpowiedzialnego za walki w Gazie i mają nadzieję - o czym po cichu mówią - że walki te zakończą się zwycięstwem Izraela. Ponieważ Hamas jest zagrożeniem nie tylko dla Izraela, ale dla wszystkich umiarkowanych reżimów arabskich. Z kolei główny sponsor Hamasu, Iran, razem ze swoim sojusznikiem Syrią i Hezbollahem podsyca napięcia i ma nadzieję, że Hamas będzie walczył tak długo, jak się da, niezależnie od strat wśród ludności cywilnej. Ich strategicznym celem jest bowiem zniszczenie Izraela. Mimo że Iran nie graniczy z Izraelem ani ze Strefą Gazy, to z całą pewnością pośrednio będzie się starał utrudnić osiągnięcie pokoju.

Konstanty Gebert

Publicysta "Gazety Wyborczej" i "Midrasza".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki