Mundurowi podczas pościgu za zbiegiem musieli użyć broni - z ranami uda i lewej łopatki bandzior trafił do szpitala w Lublinie. A stamtąd, gdy tylko wydobrzeje, wróci tam, skąd próbował uciec.
W czerwcu 2011 roku kończył mu się 8,5-letni wyrok za rozboje, pobicia i kradzieże. Do feralnego dnia zachowywał się idealnie. - Wychodził na przepustki. Pracował na wolności bez dozoru - mówi kpt. Dariusz Kucharski, rzecznik prasowy ZK w Chełmie.
W poniedziałek, tuż przed godz. 19 Jarosław M. zupełnie zbzikował. Wyrwał się policjantom, gdy ci wyprowadzali go z radiowozu przed bramą więzienia. Grożąc gazowym pistoletem, który schował podczepiając go sobie pod jądrami, zaczął uciekać.
Jak to się stało, że udało mu się ukryć broń i uciec policjantom, i dlaczego to zrobił - to wyjaśniają teraz policjanci i prokuratorzy.