- Na własne oczy widziałem dowód osobisty i legitymację emerycką taty, jak byłem u niego w szpitalu na kilka godzin przed śmiercią - opowiada syn zastrzelonego, Bogusław Dworaczek (33 l.). - A jak zgłosiliśmy się po odbiór dokumentów, to nie mogli ich znaleźć. Długie kwadranse staliśmy z mamą w upale, w końcu odesłali nas do zakładu medycyny sądowej. Ale tam też nie było papierów. Koszmar! W końcu prokurator zgodził się wydać ciało taty bez papierów... Na szczęście zgoda prokuratury wystarczy do pochowania Horsta Dworaczka. Ale jaka była przyczyna jego śmierci? I jak przebiegały wydarzenia owej tragicznej nocy w szpitalu?
Tego policja ani prokuratura nie chcą wyjawić. Ani rodzinie, ani mediom. - Co oni ukrywają? Chciałabym, żeby ktoś wreszcie powiedział mi prawdę, bo nie wierzę, żeby spokojny człowiek, który trafił do szpitala z wysokim ciśnieniem i podobno z wodą w płucach, nagle dostał szału - mówi pani Irena. Opowiada, że poznała go, gdy miała 16 lat. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Przez 25 lat Horst ciężko pracował w kopalni. Od 10 lat był na emeryturze, żył spokojnie, kochał gołębie... - Nigdy nie podniósł na mnie ręki, nigdy nawet nie krzyknął. Nie wierzę, że mógł być agresywny - mówi zrozpaczona kobieta. - W szpitalu szukał pomocy, a zginął zastrzelony gorzej niż zwierzę...
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail