Henryk Wojtczak (83 l.) widział całe zdarzenie z okien swojego mieszkania. - Szło ich chyba ze dwudziestu. Zaczęli skakać po samochodach, krzyczeli. Po chwili na miejscu pojawili się policjanci w cywilu. Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie. Tamci zaczęli rzucać w stronę policjantów czym popadnie. Padły strzały. Kilku z napastników padło na ziemię - opisuje.
Agresorami byli obywatele Ukrainy i Gruzji. Kiedy rozrabiali, zostali zauważeni przez patrol funkcjonariuszy z wydziału kryminalnego, którzy po cywilnemu patrolowali ulice Zgierza.
- Policjanci podjęli próbę wylegitymowania grupy mężczyzn - mówi Krzysztof Kopania (52 l.), rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Ci odmówili i zareagowali agresją. Niebawem w pobliżu pojawili się kolejni mężczyźni, włączając się w przebieg zdarzenia. Zaatakowani funkcjonariusze użyli broni służbowej.
Najpierw oddali strzały ostrzegawcze w powietrze. To nie ostudziło zapędów napastników. W stronę policjantów poleciały płyty chodnikowe, krzesło, kamienie. Wtedy kryminalni zaczęli celować w nogi obcokrajowców. Pięciu zostało rannych, pozostałych trzynastu zatrzymano po wezwaniu posiłków.
Najprawdopodobniej dziś wszyscy usłyszą zarzut czynnej napaści na policjantów. Grozi im za to do 10 lat więzienia.
ZOBACZ TAKŻE: Strzelanina w agencji Reuters w Gdyni. Wstrząsające fakty