Był poranek 3 września, kiedy Bolesława Petrynę dopadł czwarty już zawał serca. Stracił przytomność, przestał oddychać. Wtedy pojawił się jego wybawca. Reanimował umierającego przez 20 minut, dopóki nie przyjechało pogotowie. Potem po prostu odszedł w swoją stronę.
Pan Bolesław trafił do szpitala. Chciał podziękować nieznajomemu za uratowanie życia, ale nie wiedział komu. Wczoraj jego anioł stróż sam pojawił się na targowisku. To Paweł Brus (22 l.), student I roku UMCS. - Nic wielkiego nie zrobiłem, a zniknąłem, bo spieszyłem się na bus - mówi skromnie bohater, który jako strażak ochotnik w rodzinnej Woli Piaseckiej nauczył się reanimacji i wiele razy ruszał ludziom z pomocą.