Stwardnienie rozsiane to nie wyrok

2015-05-14 4:00

- Miałam 26 lat, gdy nagle zaczęłam tracić wzrok, pojawiły się zaburzenia czucia, trudności z chodzeniem - wspomina pani Elżbieta Iwańczyk (52 l.) z Kostrzynia. To było SM. - Lekarz uprzedził mnie, że czeka mnie wózek inwalidzki - mówi pani Elżbieta. Walczyła o dostęp do leków, do terapii, głównie między pobytami w szpitalu, kiedy dopadały ją kolejne rzuty choroby.

Stwardnienie rozsiane to przewlekła choroba ośrodkowego układu nerwowego, w której dochodzi do zniszczenia mieliny, otoczki komórek nerwowych. Objawia się drętwieniem i drżeniem rąk, nóg, niedowładami, zaburzeniami równowagi, pogorszeniem wzroku, słuchu, pamięci, koncentracji i trudnościami z mową.

Choroba atakuje głównie ludzi młodych, w wieku 20-40 lat. Przyczyny nie są znane. Niektórzy naukowcy przypuszczają, że może być ona wynikiem zakażenia tzw. powolnym wirusem. Inni, że jest to choroba autoimmunologiczna, w przebiegu której układ odpornościowy atakuje własne tkanki. Wśród przyczyn wymienia się też podatność genetyczną.

Choroba, przynajmniej na razie, jest nieuleczalna. Jednak jeśli leczenie zostanie podjęte wcześnie, chory może w miarę normalnie funkcjonować. Tyle że chorzy mają ograniczony dostęp do nowoczesnych terapii, a kwalifikacja do leczenia jest skomplikowana i niejednoznaczna.

- Mnie się udało zejść z wózka, może udać się i innym - przekonuje pani Elżbieta, która obecnie zaangażowała się w kampanię społeczną "SM - walcz o siebie" i została jej ambasadorką.

Zobacz: Tapir z francuskiego zoo maluje obrazy!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki