Podejrzenia śledczych potwierdza Wiesława D., matka Klaudii. Uważa, że córkę sprowadził na złą drogę konkubent, z którym wyjechała z Wrocławia do Bydgoszczy.
- Nie mogła zająć się synkiem, bo on zmuszał ją do niecnych rzeczy - mówi z przekonaniem kobieta. - Moja córka nie jest złą matką. Ona tylko boi się tego człowieka. On nią manipuluje, a cierpi na tym dziecko - dodaje z płaczem.
Jak już pisaliśmy, mały Mariuszek (1,5 r.) został znaleziony na ulicy przez przechodniów. Chłopiec płakał i wzywał mamę... Ludzie zaalarmowali policję, a ta rozpoczęła poszukiwania matki. Kobieta odnalazła się po kilkunastu godzinach. Została zatrzymana razem ze swoim konkubentem, przesłuchana i wypuszczona. Na razie nie postawiono jej zarzutów. Mariuszek trafił do domu dziecka. Tam poczeka na rozprawę w sądzie rodzinnym, która zdecyduje o jego przyszłości.
Babcia chłopca ma nadzieję, że będzie mógł on wrócić do matki. Jeśli nie, chętnie przygarnie go do siebie.
- Nigdzie nie będzie mu lepiej niż w rodzinie - mówi Wiesława D. - Błagam, nie oddawajcie go nikomu innemu - prosi sędziów.
PRZECZYTAJ: Zostawiła niemowlaka na klatce schodowej
Klaudia D. nie chce rozmawiać o przyszłości syna. Nam udało się zamienić z nią kilka słów, gdy po przesłuchaniu opuściła komendę policji w Bydgoszczy.
- Nie porzuciłam dziecka. Oddałam je na przechowanie niedawno poznanemu mężczyźnie - podtrzymuje swoją wersję wydarzeń. - Umówiliśmy się, że odbiorę go od niego następnego dnia - twierdzi. - Byłam w trudnej sytuacji, nie miałam pieniędzy, nie chciałam, żeby syn marzł na mrozie... - dodaje wyraźnie zdenerwowana.
Nie chciała powiedzieć, dlaczego nie zwróciła się do pomocy społecznej czy na przykład Caritasu.
Kiedy zapytaliśmy ją wprost, czy Mariuszek przeszkadzał jej w planowanej kradzieży, nie odpowiedziała. Odwróciła się i odeszła...