„Będziesz dbała, by moje ubrania i pranie były w należytym porządku, bym otrzymywał trzy regularne posiłki w moim pokoju. Niezwłocznie i bez protestu opuścisz moją sypialnię lub gabinet, kiedy tego zażądam”. Na takich warunkach przebiegła separacja między właśnie zyskującym rozgłos fizykiem, a Milevą Marić, jego pierwszą żoną. Wymagania Einstein spisał po latach małżeństwa, w trakcie których, jak pisał do przyjaciela „żyło mu się bardzo wygodnie”. Żonę wykorzystywał m.in. do żmudnych matematycznych obliczeń, sam nie mając do nich cierpliwości. Usługując mężowi, trzymała się do narodzin drugiego syna, który zachorował na schizofrenię. Potem popadła w depresję i podupadła na zdrowiu. Dla tych okoliczności, o czym świadczy separacyjna lista mężowskich warunków, Einstein nie miał zrozumienia. Jeden z jego biografów skwitował to stwierdzeniem: „Nie był, oj nie, mistrzem empatii”.
Sympatyczny dziwak
Wiele osób, które miały bliższy kontakt z twórcą szczególnej i ogólnej teorii względności, utrzymywało, że był człowiekiem o trudnym charakterze. Dla tych, którzy stykali się z nim przelotnie, miał wypracowane oblicze sympatycznego dziwaka, jakim w ówczesnej opinii publicznej powinien być każdy prawdziwy geniusz. Uśmiechy, miny, między innymi słynna z wyciągniętym językiem, nonszalancki strój i charakterystyczna fryzura. Twierdził, że nosi taką, żeby nie chodzić do fryzjera. Nowy image szalonego naukowca w swetrze zbiegł się w czasie z jego nową miłością i eksperymentalnym potwierdzeniem teorii względności, w 1919 r. przez astrofizyka Arthura Eddingtona, co wiązało się z wielką sławą. Włosy „na Einsteina” utrzymywała w wystudiowanym nieporządku druga żona Alberta, Elsa Löwenthal, do której pisał :„muszę kogoś kochać, a tą osobą jesteś ty”. Gdyby nie Eddington i jego pomysłowy dowód na uginanie się światła pod wpływem promieniowania elektromagnetycznego, teoria względności nie podziałałaby na wyobraźnię tłumów. Jako czysto teoretyczna, zniechęciła nawet Komitet Noblowski, a jego członkowie nie zrozumieli wynikających z niej rewolucyjnych wniosków, jak tego że gwiazdy uginają światło, dzięki czemu można zobaczyć coś, co zasłaniają.
CZYTAJ TAKŻE: SUPER HISTORIA: 11 listopada – skąd się wzięła Niepodległa
Wszechświaty równoległe
Wbrew powszechnej opinii, Einstein nie dostał Nobla (w 1922 r.) za teorię względności, ale za matematyczny opis efektu fotoelektrycznego. Zanim jeden z największych fizyków w historii został doceniony, niewielu wróżyło mu karierę naukową. Jako dziecko zdradzał objawy autyzmu. Zaczął mówić dopiero w wieku 3 lat, nauka pisania i czytania nastręczała mu trudności. Szkołę średnią, w której był dobry z matematyki, fizyki i muzyki, rzucił z ulgą. Drażniły go lekcje literatury. Przez to nie dostał się od razu na politechnikę ETH w Zurychu. Cały rok uzupełniał wiedzę wymaganą na egzaminach. Biografowie opowiadają też jednak równoległą historię dzieciństwa Albercika, w wieku lat 10 zaczytującego się Kantem, a jako 11-latek mającego w jednym palcu „Geometrię” Euklidesa. Wczesne studiowanie fizyki miało go wyleczyć z manii religijnej i ślęczenia nad Torą. Poznał księgi zasadniczo przeczące idei jedynego Boga i na zawsze pozostał agnostykiem. Jednocześnie był gorącym patriotą, popierającym powstanie państwa Izrael, o ile Żydzi pozostaną przyjaciółmi Arabów. Ze szkodą dla tej idei odrzucił w 1952 r. tekę premiera Izraela.
Guten Tag, herr Webber
W czasie studiów miał grupkę równie jak on zdolnych kolegów, a u reszty opinię pyszałka. Do profesora, którego wiedzę uważał za skostniałą, a wyobraźnię za nieistniejącą, odzywał się obcesowo per Herr Weber, a nie, co nakazywał obyczaj, „Herr Profesor”. Tuż po śmierci wykładowcy pozwolił sobie na głośną uwagę, że uczelnia tylko na tym zyska. Pyszałkowaty Einstein, snujący swoje pierwsze teorie dotyczące natury fotonów, nie dostał po studiach asystentury i wylądował na podrzędnym stanowisku w Urzędzie Patentowym. Póki co bez patentu na światło, ale na dobrej drodze. Rozwiązania wymyślone i opatentowane w tym czasie przez Einsteina każdy z nas ma np. w lodówce. W okresie sławy, a nie jak się mówi – po śmierci – został kimś w rodzaju ikony popkultury, Myszką Mickey świata nauki. Celowo zabawiał publikę anegdotami z życia geniusza, opowiadając np. o tym, jak kradł tytoń z kieszeni płaszcza Nielsa Bohra, bo lekarze zabronili mu go kupować, a żona (Albercie, znowu fajczysz!) błagała go, żeby przestał. Wybrał fajkę, porzucając cygara (podobno im były podlejsze, tym bardziej mu smakowały), bo bardziej pasowała do wizerunku żeglarza, który pielęgnował, wzbogacając archiwum anegdot o sobie i swojej łódce. Żeglował zawsze samotnie, w damskim kapeluszu. Intensywne rozmyślania teoretyczne prowadził jednak nie w trakcie rejsów, ale gry na skrzypcach.
CZYTAJ TAKŻE: SUPER HISTORIA: Wanda, co góry kochała
Wystarczy patrzeć
Stał się ulubieńcem prasy popularnej, z lubością rozpisującej się np. na temat tego, jak traktuje sztywne brytyjskie obyczaje, przychodząc w kapciach na proszone oksfordzkie kolacje. Zaczepiany na ulicy pozwalał się fotografować i rozdawał autografy. Kpił, że w ten sposób na chwilę robi z siebie pajaca. A pajacował częściej niż inni geniusze, nawet w trakcie wykładania swoich teorii. Do rangi anegdoty urosło najkrótsze wytłumaczenie szczególnej teorii względności, jakie podał jednemu z dziennikarzy: „Patrząc przed siebie wystarczająco długo, można zobaczyć własne plecy”, powiedział. Kokietował prasę, mówiąc, że „naukowo uzdolniony jest średnio, ale umie stawiać właściwe pytania”.
Wydaje się, że lubił rozgłos i teksty ukazujące się o nim, także w prasie popularnej, chociaż jeszcze jako nieznany nikomu teoretyk nienawidził brukowców. Pisząc do Curie-Skłodowskiej, która po śmierci męża wdała się w romans z młodszym i żonatym fizykiem Paulem Langevinem, i która była za to piętnowana przez prawicową prasę, przekonywał: „jeśli ta hołota nadal się będzie panią zajmować, niech pani po prostu nie czyta tych bzdur!”.
Einstein, niczym gwiazda pop, miał także swoje tajemnice. O życiu rodzinnym mówił jedynie, że się do niego nie nadaje. Prasa ujawniła chorobę jego młodszego syna, Eduarda, nie dotarła jednak do informacji o jego pierwszym dziecku. W Serbii, jeszcze przed ślubem, Mileva urodziła dziewczynkę z zespołem Downa, która w wieku dwóch lat zmarła na szkarlatynę. Einstein nigdy o niej nie wspominał.
CZYTAJ TAKŻE: SUPER HISTORIA: Dramat polskich przesiedleńców
Teoria wszystkiego
Einstein nigdy nie uczestniczył w pracach nad bronią masowej zagłady. Jako zwolennik używania jej jedynie jako „straszaka” w wojennych negocjacjach, był zdruzgotany po amerykańskich nalotach na japońskie miasta. Dziesiątki razy przeczytał „Don Kichota”. Tę książkę miał pod ręką, gdy w 1955 r. umierał w Princeton na tętniaka żołądka. Pod koniec życia pracował nad autorską teorią wielkiej unifikacji, zawierającą zupełny opis funkcjonowania świata, z wszystkimi rodzajami oddziaływań, jakie w nim występują. Szukał uniwersalnej reguły fizyki, „wzoru Boga”. Znajomym zdradzał, że jest na tropie.