Między rokiem 1970 a 1982 powiodło się 14 ucieczek samolotami rejsowymi. W sześciu przypadkach próby takich porwań zakończyły się porażką. W PRL uprowadzono też 19 samolotów wojskowych. We wczesnych latach 80. w Polsce funkcjonował dowcip o podróżnym pytającym stewardesę, czy na pewno wsiadł do właściwego samolotu. Odpowiadała, że to nie ma znaczenia, bo i tak wszystkie lądują na Tempelhof. Lotnisko w Berlinie Zachodnim było celem "skrzydlatych uciekinierów", żartowano nawet, że skrót LOT oznacza "Landing On Tempelhof". Między 1963 a 1987 rokiem przyjęto tu aż 16 samolotów pasażerskich uprowadzonych z Polski.
Dużo lepiej poszło w 1953 roku porucznikowi Franciszkowi Jareckiemu
"W 1939 roku uciekł rząd, a naród został. Dzisiaj jest odwrotnie" - kpił satyryk Ryszard Marek Groński. Jednak dla tych, którzy ryzykowali życie, żeby wyrwać się z kraju, gdzie nie było żadnych perspektyw, ucieczka była krokiem dramatycznym. Im nie było do śmiechu.
Najłatwiej było uciec małym samolotem. Mocno zbaczało się z drogi, robiąc skręt na Zachód, i po kłopocie. Po udanej ucieczce Henryka Kwiatkowskiego i Romana Romanowicza, którzy w 1951 roku dostali się do Niemiec Zachodnich dwupłatowym "kukuruźnikiem", zaryzykował w 1952 roku Edward Pytko, pilotujący samolot Jak-9. Zmuszony do lądowania w radzieckiej strefie okupacyjnej, został skazany na śmierć i stracony. Od wolności w strefie amerykańskiej dzieliły go 2 minuty lotu. Dużo lepiej poszło w 1953 roku porucznikowi Franciszkowi Jareckiemu, który w trakcie lotniczych ćwiczeń oddalił się na Bornholm. Udała się też zbiorowa ucieczka maszynami szkoleniowymi do Austrii, zorganizowana przez pilotów dęblińskiej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w 1956 roku.
W listopadzie 1985 roku dotarli do Szwecji ukryci pod podwoziem tira transportowanego promem
Drogą morską najwygodniej uciekało się z Polski "Batorym". Ale że niełatwo było się na niego dostać, większość wybierała mniejsze jednostki. Zdarzały się próby ewakuacji z kraju raju na skleconych w szopie przedmiotach pływających, dla których właściwsze byłoby określenie "przedmioty tonące". Naród był zdesperowany - i pomysłowy
Najgłośniejszą ucieczkę z PRL zorganizowali bracia Zielińscy, piętnastoletni Adam i dwunastoletni Krzysztof. W listopadzie 1985 roku dotarli do Szwecji ukryci pod podwoziem tira transportowanego promem. O tej chłopięcej przygodzie życia Maciej Dejczer nakręcił w 1989 roku film "300 mil do nieba". Ale właściwie każda ucieczka z PRL była historią na dobry film. Dramatyczne zwroty akcji, dreszcz emocji i finał trzymający w napięciu - było w nich wszystko, czym żywi się kino. Bo jeśli człowiek nie ma prawa opuścić własnego kraju, życie pisze mu mocny scenariusz.
Zobacz też: Super Historia: sportowcy, którzy oddali życie za ojczyznę!
Wilk morski w kajaku
Rekordowy "rejs ucieczkowy" nasz transatlantyk TSS "Stefan Batory" zaliczył w 1957 roku, kiedy z wycieczki do Kopenhagi wrócił lżejszy o 70 osób. Prawdziwy teatr sensacji rozegrał się sześć lat wcześniej na pokładzie okrętu Marynarki Wojennej "Żuraw". W 1951 roku szesnastu zbuntowanych członków jego załogi pod wodzą st. mar. Henryka Barańczaka uprowadziło jednostkę do Szwecji, trzymając pod bronią resztę marynarzy.
Aż 60 godzin błądził w 1953 roku po Bałtyku jacht szkoleniowy "Architekt" z żeglarzami mającymi dosyć rejsu donikąd po mieliznach PRL. Do Szwecji udało im się dotrzeć cało, choć nie bez przygód. Dowodem wielkiej woli wolności tych, którzy decydowali się pokonać piekielnie niebezpieczny Bałtyk dosłownie na "bele czym", jest przypadek Jerzego Szymczaka, który w 1962 roku uciekł na Bornholm zwykłym kajakiem. 14 lat wcześniej równie brawurowo pokonało Bałtyk dwóch gdańskich studentów, Stanisław Rankin i Jerzy Martula. 5-metrowy kajak żaglowy P35, którym nielegalnie przebyli trasę Jastarnia - Karlskrona, ze swoim metrowym zanurzeniem był wywrotniejszy od balii.
Z piekła przez niebo
Podziw i zazdrość budził exodus mjr. Ryszarda Obacza w 1963 roku. Ten człowiek dosłownie "wypatroszył" dwuosobowy samolot TS-8 Bies, aby móc pomieścić w nim rodzinę i uciec do Berlina Zachodniego. W sierpniu 1981 roku 25-latek Jerzy Drygas atrapą granatu zastraszył załogę samolotu linii krajowych, każąc jej lecieć do Berlina. Deportowany z Zachodu, poszedł siedzieć za terroryzm. To nie zniechęciło trzech żołnierzy Pułku Lotnictwa Transportowego w Balicach do wykonania najlepszego żartu primaaprilisowego w historii PRL. 1 kwietnia 1982 roku samolotem An-2 uciekli z żonami i dziećmi do Wiednia. Dla odmiany grozę wzbudza ucieczka do Szwecji śmigłowca Mi-2. 8 lutego 1983 roku dwaj piloci zdecydowali się czmychnąć nim tuż nad rozszalałymi falami w trakcie sztormu. Na szwedzką wyspę Tärnö dolecieli z jednym tylko silnikiem, na ostatniej kropli paliwa.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail