Super Historia 29/07/2019

i

Autor: East News

Powstanie warszawskie oczami cywilów. Potworne sceny w piwnicach

2019-07-29 12:51

Warszawa, wtorek, 1 sierpnia 1944 roku, 17:00, godzina szczytu, wybucha Postawie Warszawskie. Mieszkańcy stolicy, ci zwykli, nie-bohaterowie, nie szykujący od soboty broni i biało-czerwonych opasek, wpadli w przepastny dół, czas targania nadzieją i zwątpieniem, przerażeniem i dzikim instynktem przeżycia. Panika, strach o bliskich, a zaraz po tym jak spadły bomby, tułaczka z ruin do piwnic, z wykopów na ulicę, na cel. Bo przestał istnieć ich świat.

Powstanie wybuchło znienacka, godzina W zrobiła z popołudniowego szczytu kocioł. Tam, gdzie powstańcy walczyli, a Niemcy atakowali ich artylerią, burząc domy, nie dało się już wrócić. Uciekinierzy, pogorzelcy, mając za majątek to tylko, co zdołali złapać w ciągu sekund, zapełniali ulice. Pożoga, łuny pożarów, nagła nędza i strach, a z drugiej strony entuzjazm, który się udzielał. Zwykli warszawiacy byli tylko ludźmi, nie bohaterami.

Coraz bardziej osobno

Pierwsze dni uwolniły społecznego ducha. Mieszkańcy budowali więc barykady, oddawali powstańcom jedzenie, koce, pościel, wynosili z domu, co mogli. Bo przecież zaraz miał nastąpić koniec wojny. Mieliśmy zwyciężyć! Potem, a stało się to bardzo szybko, ci szczodrzy nie mieli już domów. Ukryci w piwnicach, zmaltretowani, chorzy i głodni, zwykle w ciężkiej depresji, spuszczali głowy, gdy powstańcy nawoływali do wznoszenia barykad, układania umocnień z worków z piachem. Na ulicy groziła im niemiecka kula, w piwnicy groził bronią młody powstaniec. Nie rozumiał. A czasem wściekał się tak bardzo na ten cywilny marazm, że wyciągał ociągającego się z przerażonej ciżby, brał go za kołnierz i odstrzeliwał na miejscu jak zdrajcę. Do strachu, bólu, głodu, zmęczenia i barku wiary w przeżycie dochodziła opresja ze strony bohaterów. Oni się bili. A cywile? Byli coraz bardziej osobno.

CZYTAJ TAKŻE: SUPER HISTORIA. Owocna katorga Piłsudskiego

Bez serc, bez ducha

I te podsłuchane, przeniesione z innych dzielnic wieści. O masowych rozstrzeliwaniach, o masakrze w szpitalu, o zabitych kobietach i dzieciach, do których strzelano bez opamiętania. Informacje o tym, że jest coraz gorzej. A w piwnicach zapach uryny, kału i gnijących ran. Co dnia przybierający na sile. Dzieci płaczące na kolanach matek, rodzące się pośród stłoczonej gawiedzi, po to tylko, żeby zginąć z głodu. Kobiety w czasie powstania nie miały okresu, a rodzące pokarmu. W powstańczej Warszawie było kilka piekielnych kręgów. Ostatni, ten najcięższy do przetrwania – na Starym Mieście. Masakrowały cywilną starówkę bomby, a terroryzowali powstańcy. Za odmowę stawiania barykady kula w łeb, za próbę ucieczki z piekła kanałem – śmierć na miejscu. Żeby dać przykład.

Zwarta ludzka masa

Cywile, samo ich istnienie, ich błaganie o życie, zabierało spokój powstańczemu sumieniu. Nie rozumieli się uciekinierzy ze zbombardowanych kamienic z ciągle chętnymi do walki młodymi akowcami. Harcerz, powstaniec, powstańcza sanitariuszka, musieli ściągać opaski, wchodząc do piwnic. Żeby nie drażnić cywilów. Dowodzenie w sztabie, strzelanie z barykad, a tam, na dole, w suterenie lub piwnicy, zwarta ludzka masa. Oni, ci zwykli przerażeni ludzie, chcący tylko przeżyć, też stanowili część powstańczego organizmu. Może nawet jego serce. Chociaż nie chcieli walczyć, a potem nawet pomagać. Chcieli tylko przeżyć powstanie. Tylko? Raczej aż. Aż przeżyć.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają