Impulsem do rozpoczęcia wyrzynania Tutsi była śmierć prezydenta Rwandy w katastrofie lotniczej 6 kwietnia 1994 roku. Bagosora i współpracujący z nim oficerowie przejęli władzę i natychmiast rozpoczęli polowanie na Tutsi.
Zobacz: Złota wolność szlachecka zrujnowała kraj
Miliony ofiar
Rzezie objęły cały kraj. W ciągu 100 dni w samej stolicy kraju - Kigali - zginęło 250 tys., a w całym kraju prawie milion osób. Mordowano bez litości mężczyzn, kobiety i dzieci. Sprawcami byli nie tylko żołnierze, ale też zwykli ludzie. Ofiary znały doskonale swoich oprawców, zdarzało się, że mężowie zabijali żony, a matki dzieci. Publiczne radio wzywało do zabójstw. Do wielu mordów dochodziło w zdawałaby się bezpiecznych miejscach
- w kościołach, szpitalach, szkołach. Wszędzie tam, gdzie chronili się Tutsi. Ludzie byli masakrowani maczetami, siekierami, paleni żywcem, rozstrzeliwani w masowych egzekucjach.
Mordy były okrutne - ofiarom obcinano ręce i stopy, otwierano brzuchy, żeby wyjąć wnętrzności, wydłubywano oczy, obcinano genitalia. Ludzie byli topieni w dołach kloacznych. Trzysta tysięcy dzieci było świadkiem śmierci rodziców i rodzeństwa, potem musiały same ukrywać się w buszu.
Niewinny do końca
W trzy miesiące w Rwandzie zgwałcono ćwierć miliona kobiet, często przedtem je okrutnie okaleczając. Reżim Hutu sformował specjalne oddziały gwałcicieli chorych na AIDS. Większość kobiet, które przeżyły gwałt, została zarażona wirusem HIV.
Według relacji świadków Bagosora zachowywał zimną krew, przyglądając się rzeziom.
Masakrze położyła kres rebelia Tutsich, którzy w lipcu 1994 roku pokonali oddziały rządowe i obalili reżim Hutu. Prawie dwa miliony członków tego ludu ze strachu przed
zemstą uciekło do sąsiednich krajów. W 2008 roku 68-letni wtedy Bagosora i jego dwaj współpracownicy dostali dożywocie za ludobójstwo. Skazał ich międzynarodowy trybunał ONZ. Oskarżeni nie przyznali się do winy.