Symboliczne zaślubiny z morzem stały się składową mitu państwotwórczego II RP. Pierścień sporządzony przez gdańskiego złotnika z platyny, kupionej ze zbiórek biżuterii i datków Gdańszczan, nie poleciał daleko, wiatr wiał wszak od morza. I mimo chłodu, był przecież luty, kilku sprytnych rybaków rzuciło się za nim, co przysporzyło uroczystości nieco rozprężenia i ujęło powagi. Przejęliśmy morze, zresztą nasze morze, po ułańsku, na poły śmiertelnie poważnie, na poły jednak swojsko, z plażą zjeżdżoną przez konie.
Operacja z wybuchem
W końcu 1918 r. i na początku kolejnego, duże nadzieje wiązał Piłsudski z przybyciem z Francji drogą morską armii gen. Józefa Hallera. Formacje Błękitnej Armii miały wylądować w Gdańsku i obsadzić linię kolejową Gdańsko-toruńską. Spodziewano się dwóch dywizji i oddziałów wsparcia, w sumie blisko 80-100 tysięcy żołnierzy. To była potęga w porównaniu z w dużej mierze rozproszoną i nie mającą butów i manierek armią Piłsudskiego, umundurowaną w surduciki i tużurki. Operacja miała być połączona z wybuchem powstania na obszarze całego zaboru pruskiego. Do jego wybuchu miano doprowadzić po osiągnięciu Torunia przez oddziały gen. Hallera, które następnie miały uderzyć na Prusy Wschodnie. Natarcie polskie przewidziano z linii kolejowej Gdańsk-Bydgoszcz-Toruń, główne uderzenie miało nastąpić z Torunia (pod dowództwem Hallera) w kierunku na Jabłonowo i Olsztyn. Gdyby to się powiodło, zostałby opanowany obszar na prawym brzegu Wisły aż po Pasłęk, a dalej Gdańsk.
CZYTAJ TAKŻE: SUPER HISTORIA: Dramat polskich przesiedleńców
A jak było naprawdę? Wprawdzie inaczej w szczegółach militarnych, ale podobnie co do skutku. Wojsko polskie, w tym pułki pomorskie, wkroczyły w dniach od 25 do 30 stycznia 1920 r. na Kociewie. Wojska Hallera zajęły Świecie, następnie wkroczyły do Gniewa, Pelplina i wreszcie 30 stycznia do Tczewa.
Festiwal radość i mszy
Witały ich tłumy. Były chleby z solą, chorągwie, wstążki, córeczki starostów podawane z kwiatami dla dowódcy z rąk do rąk i płaczące raczej nie ze wzruszenia. Festiwal radości, łez, mszy i kazań, które w kwestii nawiązywania do powiązań, tak, żeby ostatecznie powstał wielki mit założycielski, zawstydziłyby pomysłowością Piotra Skargę. Wiwat Polska, wiwat naród, wiwat marszałek i generał Heller. Jedno wielkie wiwat! W jednej z pomniejszych miejscowości dla wojska wystawiono nawet siłą gardeł rodzimego teatrzyku amatorskiego co patriotyczniejsze momenty z „Halki”, porywając lud.
CZYTAJ TAKŻE: SUPER HISTORIA: 11 listopada – skąd się wzięła Niepodległa
Tczew, Pelplin i Starogard odwiedził osobiście generał Józef Haller. Nr 21 „Pielgrzyma” z 21.02.1920 roku zajęcie Tczewa opisuje w słowach podniosłych: „W piątek dnia 30 stycznia spełniło się to, co od dawna było marzeniem naszem: Nad miastem zatrzepotał po 150-ciu letniej ciężkiej niewoli nasz orzeł biały. Ludność miasta naszego już od rana wyczekiwała z jakimś niepokojem przybycia wojsk polskich. Na ulicach panuje ruch niezwykły. Miasto jest udekorowane, wszystkie towarzystwa polskie stają do szeregu. W dali widać pierwsze oddziały hufców naszych, w szyku bojowem. Zebrane tłumy wznoszą okrzyk „Niech żyją!”. Z wieży kościoła parafialnego uderzyły dzwony”.
Na czele oficerowie
Ciąg dalszy znacznego cytatu z „Pielgrzyma”: „Wojska stanęły. Na czele stawają oficerowie, wita ich w tym grodzie nad starą polską Wisłą jako pierwszy delegat powiatowy p. Brzóskowski, wita tych, za którymi tak długo czekali przodkowie nasi, wybawicieli naszych, którzy przynoszą nam wolność i swobodę. Córeczka burmistrza p. Orcholskiego podaje chleb i sól, a panna Brzóskowska wręcza słowami, – serdecznie witamy – bukiet. Ksiądz Kuratus (dzisiaj ksiądz rektor) Bączkowski w asyście księży Jesionowskiego i Steina wita w imieniu parafian tczewskich żołnierzy naszych jako wybawicieli i obrońców wiary naszej świętej i udziela im błogosławieństwa. Rozpoczyna się pochód do miasta. Muzyka gra „Marsz Polaków” (polska pieśń powstańcza, śpiewana na melodię ludowej pieśni ukraińskiej Nie chodź, Hryciu, na wieczornicę). Towarzystwa utworzyły szpaler, przez który kroczą oddziały polskie, a tłumy wołają nieustannie: „Niech żyją!”.
Ani piędzi ziemi
W Kościerzynie, bodaj tam gdzie zaistniała Halka, wojsko polskie przebywało do 4 lutego. Wtedy to żołnierze udali się w dalszą drogę do Kartuz. Gazeta Gdańska (nr 35 z 1920 r.) relacjonowała to wydarzenie (z 8 lutego 1920 r.) : „W sobotę po południu wkroczyły wojska nasze do Kartuz. Po przybyciu na stację pociągu pancernego „Hallerczyk”, wjechał brygadier Suszyński na czele ułanów i szwoleżerów do miasta. Ludność witała wszystkie oddziały wojska z zapałem. Część przemaszerowała wśród tłumu ludu i delegacji na nową linię demarkacyjną. Pozostałe wojska powitał starosta Sobiecki, ksiądz proboszcz z Chmielna i przewodniczący Rady Ludowej. W odpowiedzi na powitanie zaznaczył brygadier Suszyński, że zapewnienia odchodzącego greneszucu nie sprawdzą się nigdy. Greneszuc (z nim walczyły oddziały polskie) nie powróci, albowiem armia polska nie pozwoli odebrać sobie ani piędzi ziemi. Wieczorem uczczono wkraczające wojska iluminacją i przedstawieniem w „Karthauzer Hof (sąd w Kartuzach)”.
Haller udał się przez Kartuzy w kierunku Pucka, gdzie 10 lutego odbyła się oficjalna uroczystość zaślubin Polski z morzem, których dokonał przy udziale delegacji ze wszystkich rodzajów broni biorących udział w operacji zajmowania Pomorza w 1920 r. Akt ten ostatecznie zakończył proces zajmowania Pomorza.
Pod polską banderą
Cały proces przejmowania tych ziem, przyznanych Polsce traktatem wersalskim (28 czerwca 2018 r.) trwał krótko. Rozpoczął się bowiem zaledwie 17 stycznia 1920 r. Tego dnia oddziały 16 Dywizji Piechoty przekroczyły linię demarkacyjną pod Inowrocławiem. Po kilku niewielkich potyczkach z Grenzschutzem rankiem następnego dnia dotarły do Torunia, gdzie już czekał Batalion Morski. Przejmowanie kolejnych miejscowości trwało do 11 lutego – do chwili, gdy ostatni żołnierze niemieccy opuścili Gdańsk. W sumie niespełna 4 tygodnie.
10 lutego, dla uczczenia powrotu Polski nad Bałtyk, w Pucku zorganizowano wielką uroczystość zaślubin Polski z morzem. Rzeczpospolitą reprezentował gen. Józef Haller, dowódca Frontu Pomorskiego. Towarzyszyli mu: ówczesny szef MSW Stanisław Wojciechowski, dowódca Marynarki Wojennej kontradmirał Kazimierz Porębski, 20-osobowa delegacja Sejmu, generalicja oraz władze ledwie startującego województwa pomorskiego. Siły Zbrojne reprezentował Batalion Morski i 1 pułk ułanów krechowieckich z baterią artylerii. Po uroczystej mszy i poświęceniu sztandaru morskiego gen. Haller na koniu wjechał w morze i rzucił przed siebie platynowy pierścień. Zaślubiny były krótkie, ale ich symbolika i fakt, że pomysł z pierścieniem wyszedł od ludności Gdańska, ściskały za gardło.
CZYTAJ TAKŻE: SUPER HISTORIA. Owocna katorga Piłsudskiego
Według legendy, przypowiastki, rybacy, którzy próbowali go złapać, obiecali solennie Hallerowi, że znajdą go i będą mieli, kiedy generał będzie zaślubiał pomorze Zachodnie, w Szczecinie.
11 lutego w Wielkiej Wsi (Władysławowo) odbyła się druga część uroczystości. Obejmowała ona m.in. przejażdżkę Hallera i innych osobistości rybackim kutrem „Gwiazda Morska” szypra Jakuba Myślisza. Rzucało, fale zalewały burty lutowym sztormem, ale było warto, bo po raz pierwszy pod polską banderą.