Ostatnie takie lato, z czasów sprzed zagłady, sprzed bydlęcych wagonów, krematoriów, ulicznych i leśnych masowych egzekucji, dobiegało końca. W ostatnią niedzielę pokoju, 27 sierpnia, wygraliśmy 4:2 z Węgrami. Na Stadionie Wojska Polskiego wiwatowało 20 tys. widzów. W kolejną niedzielę, 3 września, mieliśmy zagrać z Bułgarią. Ale nocą z 30 na 31 sierpnia 1939 roku, ze środy na czwartek, polskie miasta zaróżowiły się od obwieszczeń o powszechnej mobilizacji.
To ostatnia niedziela
Poranna prasa pisała o młodych ochotnikach, stawiających się na rozkaz ojczyzny, a serca matek zamierały ze strachu. Końcówka lata, pachnąca ziołami, przestała przystawać do rzeczywistości. W pełnym słońcu zaczął się mroczny koszmar. Zamiast muzyki, z nielicznych nieoklejonych pasami papieru okien "szczekał" głos Hitlera, powtarzający na falach Radia Berlin ultimatum wobec Polski. Jeśli ktoś miał jeszcze nadzieję, że we wrześniu
1939 roku z nieba spadną tylko kasztany, tracił ją po komunikacie Radia Moskwa o ratyfikacji paktu o nieagresji między ZSRR a III Rzeszą. 1 września w Warszawie dzieci, które normalnie za parę godzin miały zacząć nowy rok szkolny, zerwały się, zbudzone o 5.30 przeciągłym dźwiękiem syren. Prezydent Mościcki wprowadził w kraju stan wojenny. Poranek, w którym ponadmilionowe miasto uświadomiło sobie, że to nie ćwiczenia, był upalny.
Sącząc koniec lata
Jeszcze na parę dni przed 1 września Polacy opalali się na "wywczasach", a warszawscy bywalcy eleganckich lokali sączyli koniak od Pakulskich, słuchając szlagierów Mieczysława Fogga, Adama Astona, Chóru Dana. Za oknami prężyły się nowe gmachy - na miarę europejskiej metropolii. Defilada z 3 maja 1939 roku, ze stalowymi tankietkami sunącymi całą szerokością Alej Ujazdowskich, pozostawiła wrażenie Polski - militarnej potęgi. Żartowano o szwabskich czołgach z tektury, rozpuszczających się podczas przekraczania Wisły. Wkrótce w szkołach zakwaterowano żołnierzy. W kawiarniach w pośpiechu zbierano datki "na bagnety", "na kawalerię", "na naszych". Hasło "Nikt nam nie zrobi nigdy nic - nami dowodzi Śmigły-Rydz" dodawało otuchy. Tak jak plakat "Silni-zwarci-gotowi. Nie oddamy ani guzika!" - z niebem pełnym polskich samolotów. Gazety pisały o fatalnej sytuacji Niemiec, które porywają się na wojnę, mając zapas żywności na miesiąc. Wojskowi uspokajali, że polskiej kawalerii, pod osłoną artylerii na dotarcie do Berlina wystarczą dwa tygodnie. Cała ta "europejska awantura" miała skończyć się jeszcze we wrześniu, góra w październiku. 22 września parada zwycięstwa Wehrmachtu i Armii Czerwonej w Brześciu uświadomiła Polakom, że zgwałcona złota polska jesień zamieni się w długą okupacyjną zimę.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Czytaj: Ile zarobi Donald Tusk w Brukseli? Pensja przewodniczącego Rady Europejskiej to kosmos!