Domy Lebensbornu były dotowane z funduszy NSDAP, co było powszechnie popierane. Nic dziwnego. W III Rzeszy prowadzono przymusowe sterylizacje, usypiano niepełnosprawne noworodki, zagazowywano psychicznie chorych, aborcje karano więzieniem, a do zawarcia małżeństwa wymagano świadectwa płodności, tak więc porywanie i przymusowe odbieranie "rasowo przydatnych" dzieci o aryjskim wyglądzie z Francji, Polski, Rosji, Czech, Ukrainy, Białorusi i Jugosławii nie było czymś nie do przyjęcia. Przecież w ośrodkach Lebensbornu były one wychowywane na przyszłych żołnierzy Führera.
Wszystko dla rasy panów
Blisko 200 tys. dzieci i młodych ludzi z okupowanej Europy miało wzmocnić i zwiększyć liczebnie rasę panów. Dziecko z Lebensbornu, urodzone tam lub przysposobione do służenia narodowi, było chrzczone pod portretem Hitlera.
"Rabunek wartościowej krwi", którym zajmowała się organizacja, polegał też na porywaniu "rokujących rasowo" osób w wieku rozrodczym, np. młodych Polaków, umieszczaniu ich w ośrodkach poprawy rasy i nadzorowaniu rozpłodu. Himmler marzył, że w ten sposób "wyhoduje" dla wodza 400-tysięczną armię pożądanych genetycznie mężczyzn.
Instytucja opiekuńcza
Lebensborn, mająca plany na najbliższe 30-lecie, wcielała w życie zawartą w "Mein Kampf" ideę troski o hodowlę ludzi. Za tę "troskę" w 1947 roku niemiecka instytucja stanęła przed Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Oskarżona została o zbrodnie przeciwko ludzkości. W skandalicznym wyroku z 1948 roku Trybunał, nie znajdując dowodów winy, uznał Lebensborn za instytucję... opiekuńczą! Jednak dwa lata później Trybunał Denazyfikacyjny w Monachium stwierdził: "zbrodnicza była cała działalność Lebensbornu".