Każdy cudem ocalały syn cara Romanowa (zamordowanego z całą rodziną) rościł sobie prawo do majątku, również urodzony w Nieświeżu w 1922 r. Goleniewski, przedstawiający się jako Aleksy Romanow. Do udawania nie zniechęcił go nawet fakt, że był przeszło 20 lat młodszy od carewicza.
Carska ucieczka
Michał Goleniewski nie był carewiczem. Był Polakiem, a do tego podwójnym agentem. Jego kariera w polskich służbach przebiegała bardzo dynamicznie. Wiadomo, że podczas II wojny światowej zaciągnął się do Armii Czerwonej i stamtąd skierowano go na szkolenie wywiadowcze. Po wojnie został m.in. zastępcą szefa wojskowego kontrwywiadu i pracownikiem Departamentu Wywiadu MSW. Wówczas miał również ściśle współpracować z wywiadem sowieckim.
W 1961 r. płk Goleniewski sam zgłosił się do amerykańskiej bazy w Berlinie. Szukał pomocy, bo służby PRL zorientowały się, że to on stał za wskazaniem szpiegów radzieckich w Wielkiej Brytanii. Z Amerykanami współpracę rozpoczął najpewniej już w 1959 r. Szybko ewakuowano go do USA, a w 1963 r. dostał obywatelstwo. Ucieczka skazanego zaocznie na śmierć Goleniewskiego zyskała miano "największej katastrofy w dziejach wywiadu PRL".
Wtyczka CIA
Goleniewski był cennym nabytkiem - znał nazwiska, struktury, słabości, miał mikrofilmy z tajnymi dokumentami. Informacje "wtyczki CIA w polskim UB" przyczyniły się do skazania za szpiegowanie dla KGB kilkunastu osób w kilku krajach.
Kiedy służby polskie postanowiły go skompromitować, wyciągając wątki rodzinne, Goleniewski nagle objawił się jako syn cara. Prawdopodobnie chciał w ten sposób chronić swoją rodzinę w Polsce. Do tej pory trwa spór, czy była to sprytna przykrywka, czy Polak po prostu oszalał. Do śmierci w 1993 r. utrzymywał, że jest dziedzicem Romanowów. Do kraju nigdy nie wrócił.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail