Młodszym przypomnę, że ten I sekretarz PZPR w latach siedemdziesiątych, to człowiek, który dał Polakom dżinsy, coca-colę i małego fiata. I do dziś jego nazwisko oznacza życie na kredyt. Zabrzmiało świetnie - długi spłacone na dwudziestolecie wolności.
A kiedy wchodziliśmy w tę wolność, by pokazać nam ogrom tych długów - pijarowcy tamtych czasów wyliczyli, że na każdego z nas przypada 1100 dolarów (tyle wówczas kosztował mały fiat). A była to suma ogromna, równowartość 4-letniej średniej pensji.
Dziś, i to właściwy znak czasów i prawdziwa wymierna wartość naszej wolności, przeciętny rodak śmieje się z takiego długu, stanowiącego zaledwie dwie trzecie przeciętnej pensji. Niemal każdy z nas liczy swoje kredyty w dziesiątkach tysięcy dolarów (nie licząc długu publicznego). I brnąc w długi, zapomina, że tak traci się... wolność. Ale to już temat na inne święto.