23 grudnia ok. 10 rano pan Józef heblował listewkę w swoim warsztacie. Na tym fachu zna się jak mało kto. - Jestem stolarzem przeszło 20 lat - opowiada. Nagle piła tarczowa wciągnęła jego dłoń. Nim się zorientował, odcięta kończyna leżała na ziemi, a z kikuta tryskała krew. Mężczyzna był w szoku. Zaczął uciskać przedramię, żeby zatamować krew. W tym czasie gnało już do niego pogotowie. Lekarze wiedzieli, co się stało, dlatego zabrali z sobą specjalny pojemnik, w którym umieścili odciętą rękę. Kończyna została zmrożona.
Choć na drogach panowały trudne warunki, bo szalał halny, pan Józef błyskawicznie znalazł się w Szpitalu im. Rydygiera w Krakowie. Liczyła się każda minuta. O godzinie 17 rozpoczęła się skomplikowana operacja. Ręka został ucięta wysoko, bo w połowie przedramienia. Przecięciu uległy mięśnie, żyły, tętnice i nerwy, ale genialna mikrochirurg dr Anna Chrapusta dokonała cudu i przyszyła kończynę. Po 11 godzinach, o 2.40 nad ranem, pan Józef opuścił salę operacyjną. Dziś już rusza palcami.
Nowy Rok spędzi w domu. - Jestem taki szczęśliwy, dzięki pani doktor nie będę kaleką - mówi góral. Jeszcze przez trzy tygodnie pan Józef będzie poddawany terapii w specjalnej komorze hiperbarycznej, która dzięki szybkiemu transportowi tlenu do tkanek ułatwia i przyspiesza gojenie się ran. Potem czeka go półroczna rehabilitacja.
Zobacz jeszcze: Operacja "made in China"! Lekarze przyszyli mu rękę do... nogi