Być może pomysł ukrycia niemal 140 tys. zł w zamrażarce lodówki był kapitalny, ale w obliczu zgłodniałych złodziejek to zabezpieczenie okazało się kiepskie. Tadeusz B., mieszkaniec Świętochłowic (woj. śląskie), pracujący w kopalni, niewiele pamięta z wydarzeń w jego mieszkaniu. Poznał dwie kobiety w katowickiej dyskotece. Konwersacja była przyjemna, toteż pan Tadeusz zaprosił obie panie do swego przytulnego mieszkania. Nie wiedział, że sympatyczne towarzyszki miały w głowach zupełnie inny plan na ten późny wieczór.
- Zaproponowałem, żebyśmy się napili piwa - opowiada pokrzywdzony mężczyzna. - Wtedy musiały chyba wykorzystać dogodny moment, żeby mi coś dosypać do szklanki. Zdążyłem wypić może dwa łyki i odjechałem. Straciłem przytomność. Obudziłem się 17 godzin później - dodaje.
Po kobietach nie było śladu. Co gorsza, pan Tadeusz zorientował się, że został okradziony. Brakowało sprzętów, m.in. komputerów i telewizorów, ale najgorsze było to, że spoczywające w zamrażarce 137 tys. zł zniknęło. - Miałem za nie kupić mieszkanie dla syna - mówi smutny Tadeusz B.
Zgłosił sprawę świętochłowickiej policji, poprosił też o pomoc Krzysztofa Rutkowskiego (52 l.). - Sporządziliśmy portrety pamięciowe obu kobiet. Być może ktoś rozpozna na nich oszustki. Prosimy o pomoc w ich namierzeniu - apeluje Rutkowski.