Henryk Trojak (26 l.), który znalazł Rafałka pod drzwiami, nie zapomni tego dnia do końca życia. - Omal na niego nie nadepnąłem - opowiada wstrząśnięty. - Nie mogłem uwierzyć oczom. Na mojej wycieraczce leżał niemowlak. Cichutko jak aniołek. Obok niego były dwie torby z pieluszkami i ubrankami.
Chłopiec natychmiast został odwieziony do szpitala. Na szczęście okazało się, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jest tylko osłabiony i głodny. Policjanci rozpoczęli poszukiwania matki chłopca. Szybko ustalili, ze jest nią 20-letnia Adrianna A., która tego samego dnia opuściła świętochłowicki szpital. - Kobieta początkowo wypierała się tego, że porzuciła malca, potem jednak do wszystkiego się przyznała - mówi Iwona Gruca z komendy policji w Świętochłowicach.
Okazuje się, że matka nawet nie czuje się winna, uważa, że postąpiła słusznie. - Zostawiłam dziecko z biedy - oświadczyła. I dodała, że nigdzie nie pracuje. A na utrzymaniu ma już jedno dziecko... - Nie dam rady wychować obu - stwierdziła. Powiedziała też, że na początku chciała Rafałka podrzucić w kościele. Ale ten był zamknięty. Poszła więc do pierwszej kamienicy i zostawiła malucha na wycieraczce, na parterze.
- Całe szczęście, że tak się stało - komentuje Henryk Trojak. - Gdyby zostawiła dziecko w pustym kościele, nikt mógłby go nie zauważyć przez cały dzień. Chłopiec mógłby zginąć z wychłodzenia... Aż strach o tym myśleć - dodaje.
Rafałek na razie pozostanie w szpitalu. - Za kilka dni trafi do ośrodka przedadopcyjnego - mówi dr Franciszek Woźniak, ordynator oddziału dla noworodków. - Ten chłopczyk przyszedł na świat w naszym szpitalu. Jeśli mama doszła do wniosku, że nie może go wychować, to mogła go u nas zostawić... - rozkłada ręce lekarz.
Teraz kobieta będzie odpowiadać za narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Grozi jej nawet 5 lat więzienia.