Wiesława Dargiewicz z wyrokiem sądu w ręku przyszła do rodziny zmarłego duchownego, twierdząc, że w ich garażu schowany jest volkswagen passat, który należał do ks. Irka. - Oddajcie ten samochód! To własność Kubusia! - wykrzykiwała przed posesją w Oławie (woj. dolnośląskie). - Chcę zabrać auto i sprzedać je, bo potrzebuję pieniędzy na utrzymanie Kubusia - tłumaczyła kobieta. Jednak mężczyzna, który wyszedł w końcu przed dom, samochodu wydać nie chciał. Pomiędzy nim a Dargiewicz doszło do awantury. W rezultacie na miejsce przyjechała policja.
Funkcjonariusze potwierdzili, że w garażu zaparkowany jest wspomniany passat. Jednak osoby z rodziny księdza tłumaczyły, że nie mają dokumentów pojazdu. Policjanci poinformowali Wiesławę Dargiewicz, że o zwrot mienia musi wystąpić do komornika. Dopiero ten może siłą zabrać majątek po księdzu Irku.
- Na pewno nie pozwolę, aby to, co należy się mojemu i Waldka dziecku trafiło do tych ludzi - zapewnia Wiesława Dargiewicz. Kobieta mówi, że jest w trudnej sytuacji materialnej, bo zrujnowały ją procesy o spadek po duchownym.
Przypomnijmy, że dopiero w grudniu ub.r., po czterech latach od śmierci ks. Irka, sąd wydał prawomocny wyrok, w którym stwierdza, że cały majątek po byłym rektorze Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu należy się jego synowi Kubusiowi, który jest owocem kilkuletniego związku Wiesławy Dargiewicz i kapłana.
Zobacz: Tragedia w Ełku. Szokujące zeznania świadków. Dawaj k***o te jedzenie