Nieludzki skowyt bólu wydobył się z ust cierpiącej staruszki, ale syn sadysta był nieczuły. Z chorą przyjemnością dalej przypalał ją żelazkiem. Poparzona staruszka trafiła do szpitala, a zwyrodnialec za kraty.
Widok spalonej skóry na pośladkach i stopie pani Weroniki zszokował nawet policjantów, którzy z różnymi okropieństwami mają w swojej pracy do czynienia. Stróżów prawa wezwała przerażona rodzina. Kilka godzin wcześniej rozjuszony Jerzy G. zażądał od matki 50 złotych na wódkę. Kiedy odmówiła, postanowił bestialskimi torturami zmusić ją do oddania pieniędzy. Biedna kobieta nie mogła się bronić, bo nie ma prawej nogi i porusza się na wózku inwalidzkim. - Kiedy pokłóciliśmy się o pieniądze, syn akurat prasował sobie spodnie - opowiada roztrzęsiona pani Weronika. - Najpierw wywrócił mój wózek, a potem zaczął mnie przypalać. Bardzo, bardzo bolało! - na wspomnienie katuszy, które przeszła, na jej twarzy maluje się potworne cierpienie.
Krzyczała, błagała o litość. Na próżno. Syn potwór był nieczuły.
Kiedy przyjechała policja, zaczął odgrywać aniołka. - Jestem niewinny, nie przypiekałem mamy żelazkiem - obłudnie bił się w piersi.
Ten zwyrodnialec nie pierwszy raz pastwił się nad swoją matką, kiedy chciał wyłudzić od niej pieniądze. Gdy ich nie dostawał, przewracał wózek, zrzucał bezbronną matkę na ziemię i kopał ją. Długo znosiła bicie i upokorzenia, nigdy się nie skarżyła. - Jak nie pije, to jest dobry, ale jak zobaczy wódkę, to diabeł w niego wstępuje - płacze pani Weronika. Dotkliwie poparzona starsza pani dochodzi do siebie w szpitalu.
- Jej synowi Jerzemu G. za znęcanie się nad matką ze szczególnym okrucieństwem grozi do 12 lat więzienia - mówi nadkom. Joanna Lazar (42 l.) z częstochowskiej policji.