- On się cały czas z nami żegnał, a my go nie słuchaliśmy - wyrzucają sobie załamani rodzice. Ich 17-letni syn Patryk powiesił się na gałęzi przydrożnego drzewa, na zawsze zabierając do grobu tajemnicę swoich problemów.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE |
Patryk Kossakowski (†17 l.) z Zaręb (woj. mazowieckie) swój ostatni wieczór spędzał poza domem. - Była straszna śnieżyca i byłam pewna, że został na noc u kolegi - opowiada mama 17-latka, Joanna. - To niedaleko, więc byłam spokojna i nawet do niego nie zadzwoniłam. A zawsze dzwonię, zawsze... - tłumaczy zalewając się łzami.
Patryk jednak wyszedł w nocy z domu kolegi, wziął ze sobą znaleziony wcześniej przewód i podszedł do młodego dębu rosnącego przy głównej drodze jego rodzinnej wsi. Chłopak nałożył na szyję pętlę, podciągnął się na gałęzi i przerzucił przez nią kabel. Kilka godzin później wiszące na drzewie ciało 17-latka znalazł przypadkowy przechodzień...
- Dopiero teraz zrozumieliśmy, że on wszystko zaplanował i cały czas się z nami żegnał - mówi łamiącym się z rozpaczy głosem matka samobójcy, Joanna. Patryk rzeczywiście od wielu tygodni zachowywał się dziwnie. Nie kupował ubrań twierdząc, że już nie będą mu potrzebne. Nie planował przyjęcia z okazji 18. urodzin, które miał obchodzić w maju. Nigdzie nie poszedł na sylwestra, a do kolegów rozesłał SMS-y, aby uczcili go minutą ciszy.
- Coś go w środku męczyło, a my tego na czas nie zauważyliśmy - wyrzuca sobie zrozpaczony ojciec nastolatka. - Niestety, już nigdy nie dowiemy się, co to było... - dodaje, tuląc do siebie żonę i córki, Kasię (11 l.) i Natalię (16 l.).